Deepak Chopra:
Remember that Christ was not a Christian, Mohammed was not a Mohammedan, Buddha was not a Buddhist and Krishna was not a Hindu.
Majac w pamieci powyzsze skladam wszystkim najlepsze zyczenia swiateczne, by pelne byly pokoju.
Icke
It's ALL bollocks - yes, ALL of it.
David Icke
wtorek, 24 grudnia 2013
czwartek, 12 grudnia 2013
Atrament cos w sobie ma...
Jedrka ziemniaki na przyklad w atramencie:
I atramentowa (atramentem pisana) bajka dla niegrzecznych dzieci, ktora wylonila sie spod piora sama z siebie:
Marmolada z bulki wpadla do piaskownicy. Dziecko zaczelo okropnie plakac. Poblisko pasaca sie owca dostala niestrawnosci i zjadla wrzeszczace dziecko ze zloscia. Przelatujacy niedaleko smok zobaczyl zlosliwosc owcy i postanowil ja ukarac. Zlecial w dol, otrworzyl paszcze i zanim owca zdazyla powiedziec be, juz jej nie bylo.
Nie oszukujmy sie, smok zlapal dwa wroble za jednym zamachem: owce i dziecko.
Ale ze dziecko wciaz wrzeszczalo, a owca sie trzesla ze strachu, smok tez dostal niestrawnosci i musial poleciec do doktora. Doktor zalecil picie duzej ilosci tranu i piwa. Dzieki temu owca i dziecko sie wyleczyly ze zlosci a jednoczesnie upily i dostaly okropnej czkawki. Smok dostal czkawki tez. Po trzech godzinach takiej wariackiej jazdy poczul sie calkiem niedobrze i cala zawartosc zwymiotowal do sedesu. Cudem owca i dziecko wciaz byly zywe, choc pijane i lekko otumanione. Z trudem wygrzebaly sie z sedesu i ruszyly jedne do domu, a drugie do obory.
Od tego czasu dziecko nie ryczalo bez powodu, owca byla bardziej tolerancyjna wobec wrzeszczacych dzieci, a smok nigdy wiecej nie wymierzal juz sprawiedliwosci brzydkim owcom.
Przerzucil sie za to na ksiezniczki...
Jedrka ziemniaki na przyklad w atramencie:
I atramentowa (atramentem pisana) bajka dla niegrzecznych dzieci, ktora wylonila sie spod piora sama z siebie:
Marmolada z bulki wpadla do piaskownicy. Dziecko zaczelo okropnie plakac. Poblisko pasaca sie owca dostala niestrawnosci i zjadla wrzeszczace dziecko ze zloscia. Przelatujacy niedaleko smok zobaczyl zlosliwosc owcy i postanowil ja ukarac. Zlecial w dol, otrworzyl paszcze i zanim owca zdazyla powiedziec be, juz jej nie bylo.
Nie oszukujmy sie, smok zlapal dwa wroble za jednym zamachem: owce i dziecko.
Ale ze dziecko wciaz wrzeszczalo, a owca sie trzesla ze strachu, smok tez dostal niestrawnosci i musial poleciec do doktora. Doktor zalecil picie duzej ilosci tranu i piwa. Dzieki temu owca i dziecko sie wyleczyly ze zlosci a jednoczesnie upily i dostaly okropnej czkawki. Smok dostal czkawki tez. Po trzech godzinach takiej wariackiej jazdy poczul sie calkiem niedobrze i cala zawartosc zwymiotowal do sedesu. Cudem owca i dziecko wciaz byly zywe, choc pijane i lekko otumanione. Z trudem wygrzebaly sie z sedesu i ruszyly jedne do domu, a drugie do obory.
Od tego czasu dziecko nie ryczalo bez powodu, owca byla bardziej tolerancyjna wobec wrzeszczacych dzieci, a smok nigdy wiecej nie wymierzal juz sprawiedliwosci brzydkim owcom.
Przerzucil sie za to na ksiezniczki...
środa, 11 grudnia 2013
środa, 11 września 2013
Wczoraj Michal w drodze do szkoly mowil (nie powiem ze powiedzial, bo to proces ciagly niekonczacy sie, wiec mowil), ze chcialby pojechac do Polski.
A co bys tam robil, zapytalam. Michal powiedzial, ze bawilby sie na podworku, jadl krowki z dziadkiem, ogladal telewizje (tez z dziadkiem) i jadl serniczki (ktore oczywiscie zrobilaby babcia).
Co za zycie...
I kilka zdjec z pobytu w gluszy w okolicach Orilli (tym razem niedzwiedzi nie zanotowalismy):
A co bys tam robil, zapytalam. Michal powiedzial, ze bawilby sie na podworku, jadl krowki z dziadkiem, ogladal telewizje (tez z dziadkiem) i jadl serniczki (ktore oczywiscie zrobilaby babcia).
Co za zycie...
I kilka zdjec z pobytu w gluszy w okolicach Orilli (tym razem niedzwiedzi nie zanotowalismy):
Bass lake, czyli jezioro okonia |
Michal sie usmiechal, ale tak naprawde przyszedl powiedziec ze jest glodny... |
Mgla, co zreszta widac, badz nie widac... |
I trawa, bede robic zdjecia o trawie... |
wtorek, 20 sierpnia 2013
Artykul Mercoli. Moze sie komus przyda, kto wie.
http://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2013/08/20/cancer-redefinition.aspx?e_cid=20130820Z1_DNL_art_1&utm_source=dnl&utm_medium=email&utm_content=art1&utm_campaign=20130820Z1
I koncowka, gdzie jest rada, co robic, gdy sie juz raka zlapie:
http://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2013/08/20/cancer-redefinition.aspx?e_cid=20130820Z1_DNL_art_1&utm_source=dnl&utm_medium=email&utm_content=art1&utm_campaign=20130820Z1
I koncowka, gdzie jest rada, co robic, gdy sie juz raka zlapie:
What to Do if You Already Have Cancer
Without a doubt the most powerful essential strategy I know of to treat cancer is to starve the cells by depriving them of their food source. Unlike your body cells, which can burn carbs or fat for fuel, cancer cells have lost that metabolic flexibility. Dr. Otto Warburg was actually given a Nobel Prize over 75 years ago for figuring this out but virtually no oncologist actually uses this information.
You can review my recent interview with Dr. D’Agostino below for more details but integrating a ketogenic diet with hyperbaric oxygen therapy, which is deadly to cancer cells by starving them of their fuel source, would be the strategy I would recommend to my family if they were diagnosed with cancer.
wtorek, 6 sierpnia 2013
Na jeden dzien zrobilismy wypad do Niagary. Michal jeszcze nie widzial (bo jak byl, to spal, huk wody dobrze na sen robil, Dziadek moze potwierdzic). Gabrys i Jedrek tez niewiele pamietali, to sie wybralismy (raptem pol godziny z Hamilton).
Woda wciaz spada, huk tak jak wczesniej, kupa ludzi, kropelki wody fruwaja w powietrzu. Nawet fajnie.
Gwoli wyjasnienia, jesli chodzi o podrapanego Gabrysia. Nie, nikt go nie pobil. Nie, nikt go popchnal, nikt mu nogi nie podstawil. Nikt nie rzucil w niego niczym. Nikogo w okolicy nie bylo jak to sie stalo. Co sie stalo? No jakos ponoc biegl i na prostej drodze sie przewrocil... Jak? Nie mam pojecia... Bo jak mozna sie podrapac na nosie, czole, skroni, rece i nodze jednoczesnie? Aha, ponoc byl slyszalny huk i wszyscy mysleli, ze sciana sie zawalila.
I oczywiscie trudno znalezc zdjecia, gdzie wszyscy w miare sie dobrze zachowuja. Tu na przyklad Michal zlosliwie robi Einsteina, choc wszyscy go prosili, by przestal.
Woda wciaz spada, huk tak jak wczesniej, kupa ludzi, kropelki wody fruwaja w powietrzu. Nawet fajnie.
Gwoli wyjasnienia, jesli chodzi o podrapanego Gabrysia. Nie, nikt go nie pobil. Nie, nikt go popchnal, nikt mu nogi nie podstawil. Nikt nie rzucil w niego niczym. Nikogo w okolicy nie bylo jak to sie stalo. Co sie stalo? No jakos ponoc biegl i na prostej drodze sie przewrocil... Jak? Nie mam pojecia... Bo jak mozna sie podrapac na nosie, czole, skroni, rece i nodze jednoczesnie? Aha, ponoc byl slyszalny huk i wszyscy mysleli, ze sciana sie zawalila.
I oczywiscie trudno znalezc zdjecia, gdzie wszyscy w miare sie dobrze zachowuja. Tu na przyklad Michal zlosliwie robi Einsteina, choc wszyscy go prosili, by przestal.
To niesamowite, ze im wiecej sie czyta, tym wiecej ciekawych rzeczy sie odkrywa...
Ostatnio pomalu, bo wozac dzieci na Kumon, w godzinie wolnego czasu, czytalam "When everything changes change everything" N. D. Walscha. I oczywiscie cytat:
"You are not a human being. You are not the person named John Smith or Mary Jones. You are not your body, you are not your mind, and you are not your soul. These are things that You have. The You that has these things - indeed, that has given your Self these things - is far bigger than any of them, and even all of them put together.
The You that you are is God, in Particular Form. You are Deity Individuated. You are an aspect of Divinity. And so is everyone and everything else.
The whole realm in which you live and breathe and have your being is Heaven. The Kingdom of God is not something to which you are striving to return, but something within which you are living now. It is the place where you will be always, and all ways."
Jak to pisalam, zdalam sobie sprawe, jak trudno to powyzej napisane jest zrozumiec dla wiekszosci.
i zostawie to tak bez komentarza.
Co jeszcze jest ciekawe, w ksiazce sa powkladane wiersze, i przyznam, bardzo mi w zrozumieniu i odczuciu przypasowaly. Jeden z nich:
Ostatnio pomalu, bo wozac dzieci na Kumon, w godzinie wolnego czasu, czytalam "When everything changes change everything" N. D. Walscha. I oczywiscie cytat:
"You are not a human being. You are not the person named John Smith or Mary Jones. You are not your body, you are not your mind, and you are not your soul. These are things that You have. The You that has these things - indeed, that has given your Self these things - is far bigger than any of them, and even all of them put together.
The You that you are is God, in Particular Form. You are Deity Individuated. You are an aspect of Divinity. And so is everyone and everything else.
The whole realm in which you live and breathe and have your being is Heaven. The Kingdom of God is not something to which you are striving to return, but something within which you are living now. It is the place where you will be always, and all ways."
Jak to pisalam, zdalam sobie sprawe, jak trudno to powyzej napisane jest zrozumiec dla wiekszosci.
i zostawie to tak bez komentarza.
Co jeszcze jest ciekawe, w ksiazce sa powkladane wiersze, i przyznam, bardzo mi w zrozumieniu i odczuciu przypasowaly. Jeden z nich:
"Go outside and play!"
said God.
"I have given you Universes as fields to run free in!
And here - take this and wrap yourself in it -
It's called: LOVE
and it will always, always keep you warm.
And stars! The sun and the moon and the stars!
Look upon these often, for they will remind you of your own
light!
And yes... oh, gaze into the eyes of every Lover.
Gaze into the eyes of every other
for they have given you their Universes
as fields to run free in.
There.
I have given you everything you need.
Now go, go, go outside
and
play!"
"Go Outside and Play", Em Claire
poniedziałek, 22 lipca 2013
Komary.
Ciekawe opcje jak nie dac sie zjesc w lecie przez komary w artykule dr Mercoli:
http://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2013/07/22/insect-bite-treatment.aspx?e_cid=20130722_DNL_art_1&utm_source=dnl&utm_medium=email&utm_content=art1&utm_campaign=20130722
Ciekawe opcje jak nie dac sie zjesc w lecie przez komary w artykule dr Mercoli:
http://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2013/07/22/insect-bite-treatment.aspx?e_cid=20130722_DNL_art_1&utm_source=dnl&utm_medium=email&utm_content=art1&utm_campaign=20130722
wtorek, 16 lipca 2013
Goraco... uff... goraco...
Hamulce przednie odmawiaja posluszenstwa, (tylne dwa tygodnie temu tylne odmowily), wiec chcac nie chcac, poniewaz wtorek ( a wtorki i piatki woze dziatwe na dodatkowa edukacje) trzeba bylo zasuwac po prace domowa z Kumona na rowerze. Ze na rowerze to nic, gorzej ze termometr wskazuje 32 stopnie, a prognoza pogody mowi, ze czuje sie jakby bylo 40...
Dojechalam, zostalam nazwana heroiczna matka przez Nicole (glownodowodzaca osrodka), przywiozlam kartki, cala mokra i spocona, i czerwona (choc prawde mowiac nie bylo tak zle, chyba bardziej sie czlowiek meczy w samochodzie siedzac bez klimatyzacji), a co poniektore dzieci maja pretensje! Powiedzialam, ze nastepnym razem same niech siadaja na rower po edukacje.
Cale szczescie, ze w lodowce uchowala sie ostatnia butelka Corony! (la cerveza mas fina, brewed in Mexico).
Tym sposobem dorwalam sie wreszcie do komputera, bo musza isc odrabiac lekcje, wiec spokoj na godzine.
Droga Zuzku, zdjec gotowych pojazdow jeszcze nie zrobilam, ale zamieszcze, jak tylko wykonam.
Ale za to inne zdjecia:
Michal wsiadl na rower pierwszy raz (tzn pierwszy raz bez dwoch dodatkowych kolek) i pojechal!
A tutaj zaglowce, ktore zawedrowaly do Hamilton (byl nawet jeden piracki statek!) i rodzina:
Nastepnego dnia, w poniedzialek, pogoda calkiem sie zmienila. Zachmurzylo sie i wialo. Odwiedzilismy Haide, statek wojenny, ktory obchodzil wlasnie swoje siedemdziesiate urodziny (tort byl bardzo smaczny!).
I nie musze chyba dodawac, ze chlopcy zdecydowanie bardziej byli pod wrazeniem statku wojennego, niz zaglowcow (troche mnie dziwil brak zainteresowania zaglowcami, zdaje sie przygoda, bezmierne przestrzenie morskie, piractwo, a tu jakos nic).
A mnie tak najbardziej podobal sie wiatr...
Lopotalo niesamowicie!!!
Hamulce przednie odmawiaja posluszenstwa, (tylne dwa tygodnie temu tylne odmowily), wiec chcac nie chcac, poniewaz wtorek ( a wtorki i piatki woze dziatwe na dodatkowa edukacje) trzeba bylo zasuwac po prace domowa z Kumona na rowerze. Ze na rowerze to nic, gorzej ze termometr wskazuje 32 stopnie, a prognoza pogody mowi, ze czuje sie jakby bylo 40...
Dojechalam, zostalam nazwana heroiczna matka przez Nicole (glownodowodzaca osrodka), przywiozlam kartki, cala mokra i spocona, i czerwona (choc prawde mowiac nie bylo tak zle, chyba bardziej sie czlowiek meczy w samochodzie siedzac bez klimatyzacji), a co poniektore dzieci maja pretensje! Powiedzialam, ze nastepnym razem same niech siadaja na rower po edukacje.
Cale szczescie, ze w lodowce uchowala sie ostatnia butelka Corony! (la cerveza mas fina, brewed in Mexico).
Tym sposobem dorwalam sie wreszcie do komputera, bo musza isc odrabiac lekcje, wiec spokoj na godzine.
Droga Zuzku, zdjec gotowych pojazdow jeszcze nie zrobilam, ale zamieszcze, jak tylko wykonam.
Ale za to inne zdjecia:
Michal wsiadl na rower pierwszy raz (tzn pierwszy raz bez dwoch dodatkowych kolek) i pojechal!
A tutaj zaglowce, ktore zawedrowaly do Hamilton (byl nawet jeden piracki statek!) i rodzina:
Jestem cool! |(w maminych okularach nota bene...) |
Oczywiscie sama meska zaloga... |
Norweski Sorlandet, najstarszy plywajacy zaglowiec |
Fairy Jeanne, na ktorej szkola sie mlodzi marynarze (cos jak Dar Pomorza) |
Bez komentarza... |
Nastepnego dnia, w poniedzialek, pogoda calkiem sie zmienila. Zachmurzylo sie i wialo. Odwiedzilismy Haide, statek wojenny, ktory obchodzil wlasnie swoje siedemdziesiate urodziny (tort byl bardzo smaczny!).
Michal kapitanem |
Gabrys kapitanem |
Jedrek kapitanem |
Jedrek w kabinie kapitana |
Frank byl zdecydowanie zainteresowany maszynownia |
A mnie tak najbardziej podobal sie wiatr...
wtorek, 21 maja 2013
Bardzo informatywny artykul u doktora Mercoli o raku piersi coraz czesciej wystepujacym u coraz mlodszych kobiet. Przyczyny i jak zapobiegac.
More Younger Women Getting Breast Cancer
More Younger Women Getting Breast Cancer
piątek, 17 maja 2013
Deepak Chopra... znowu:
"Being spiritual isn't about being comfortable all the time, you may be in transition anxiously awaiting a new phase in your journey".
fragment z "Life After Death. The Burden of Proof"
to tak o zmianach wewnetrznych, w jakis sposob lagodzi to i wyjasnia, i potwierdza, ze jestesmy na dobrej drodze, kiedy sie nam wydaje, ze calkiem sie zgubilismy.
"Being spiritual isn't about being comfortable all the time, you may be in transition anxiously awaiting a new phase in your journey".
fragment z "Life After Death. The Burden of Proof"
to tak o zmianach wewnetrznych, w jakis sposob lagodzi to i wyjasnia, i potwierdza, ze jestesmy na dobrej drodze, kiedy sie nam wydaje, ze calkiem sie zgubilismy.
środa, 8 maja 2013
Shel Silverstein
My Hobby
When you spit from the twenty-sixth floor,
And it floats on the breeze to the ground,
Does it fall upon hats
Or on white Persian cats
Or on heads, with a pitty-pat sound?
I used to think life was a bore,
But I don't feel that way anymore,
As I count up the hits,
As I smile as I sit,
As I spit from the twenty-sixth floor.
Co za piekny wywrotowy wiersz!!!
Co wyrosnie z moich dzieci jak bede im czytac takie wiersze na dobranoc?
My Hobby
When you spit from the twenty-sixth floor,
And it floats on the breeze to the ground,
Does it fall upon hats
Or on white Persian cats
Or on heads, with a pitty-pat sound?
I used to think life was a bore,
But I don't feel that way anymore,
As I count up the hits,
As I smile as I sit,
As I spit from the twenty-sixth floor.
Co za piekny wywrotowy wiersz!!!
Co wyrosnie z moich dzieci jak bede im czytac takie wiersze na dobranoc?
wtorek, 7 maja 2013
Dzieci znowu nie moga uzywac komputera, wiec troche sie nudza, a troche wymyslaja wlasne zabawy. Wchodza na drzewa na przyklad, rzucaja sie grudkami ziemi, zaczepiaja jeden drugiego, badz robia filmy...
Jedrek na przyklad wczoraj tuz przed spaniem konczyl prace w stworzonym przez siebie studio filmowym:
Jedrek na przyklad wczoraj tuz przed spaniem konczyl prace w stworzonym przez siebie studio filmowym:
poniedziałek, 29 kwietnia 2013
niedziela, 28 kwietnia 2013
Uwielbiam swoje Kobo. Jeszcze bardziej chyba jeszcze uwielbiam swoja biblioteke.
A najbardziej to chyba uwielbiam internet.
Uwielbiam Kobo, bo moge tam otworzyc sto ksiazek na raz.
Uwielbiam swoja biblioteke, bo moge sciagnac stamtad ksiazki na swoje Kobo przez...
no wlasnie - internet. Dlatego uwielbiam internet i mozliwosci jakie daje, a te sa nieograniczone!
Wiec leze w lozku, czytam Kobo. Czytam Ruperta Sheldrake'a "Science Set Free". I mi sie przypomnialy z dzien wczesniej czytanej "The Dhammapada. The Sayings of the Buddha" przedmowyRama Dassa. Na przyklad:
"These words come out of divine simplicity; to liberate you they must be heard in simplicity. These words come from the soul; to feed that in you which thirsts, these words, which are words of wisdom, not knowledge, must be heard by the soul, not the intellect. For that which feeds only the intellect entraps, while that which feeds the soul liberates. And it is the soul that thirsts for truth. The intellect thirsts only to satiate its fascination."
I poczatek z pierwszego rozdzialu pod tytulem "Choices":
"We are what we think.
All that we are arises with our thoughts.
With our thoughts we make the world.
Speak or act with an impure mind
And trouble will follow you
As the wheel follows the ox that draws the cart.
We are what we think.
All that we are arises with our thoughts.
With our thoughts we make the world.
Speak or act with a pure mind
And happines will follow you
As your shadow, unshakable."
What do YOU think most of the time?
I jaki stworzyles swiat?
A najbardziej to chyba uwielbiam internet.
Uwielbiam Kobo, bo moge tam otworzyc sto ksiazek na raz.
Uwielbiam swoja biblioteke, bo moge sciagnac stamtad ksiazki na swoje Kobo przez...
no wlasnie - internet. Dlatego uwielbiam internet i mozliwosci jakie daje, a te sa nieograniczone!
Wiec leze w lozku, czytam Kobo. Czytam Ruperta Sheldrake'a "Science Set Free". I mi sie przypomnialy z dzien wczesniej czytanej "The Dhammapada. The Sayings of the Buddha" przedmowyRama Dassa. Na przyklad:
"These words come out of divine simplicity; to liberate you they must be heard in simplicity. These words come from the soul; to feed that in you which thirsts, these words, which are words of wisdom, not knowledge, must be heard by the soul, not the intellect. For that which feeds only the intellect entraps, while that which feeds the soul liberates. And it is the soul that thirsts for truth. The intellect thirsts only to satiate its fascination."
I poczatek z pierwszego rozdzialu pod tytulem "Choices":
"We are what we think.
All that we are arises with our thoughts.
With our thoughts we make the world.
Speak or act with an impure mind
And trouble will follow you
As the wheel follows the ox that draws the cart.
We are what we think.
All that we are arises with our thoughts.
With our thoughts we make the world.
Speak or act with a pure mind
And happines will follow you
As your shadow, unshakable."
What do YOU think most of the time?
I jaki stworzyles swiat?
sobota, 27 kwietnia 2013
Na czym lataja czarownice
Sobota. Dziesiata wieczorem. Jedrek grzecznie w lozku (Jedrek byl zaproszony do kolegi na urodziny: lazermania!!!, a potem do restauracji (nic nie dal rady w domu jesc pozniej), Gabrys chodzi w poszukiwaniu suszarki (nogi mu sie spocily?$^&*#?), a Michal poprosil o ksiazke na dobranoc. Poszlam do domowej biblioteki i wyciagnelam z polki (polka Billy bookcase sie nazywa, a przypomnialam sobie, bo dzis wstawialam drzwiczki do szafek w kuchni z tej samej rodziny), wyciagnelam wiec z polki Boguslawa Michalca "Swiat zagadek" czyli 100 zagadek dla najmlodszych, (prezent od ciotki Dorotki). Zaczelismy od zagadki pierwszej:"Zaklec oraz innych czarow znala cala game.
Ech, co robic, wszystkie Baby zawsze takie same..."
?
??
???
Michal chyba nigdy nie slyszal historii o Babie Jadze, wiec podsunelam mu angielskie "witch". Zlapal. Mysli gleboko i sie pyta po chwili: Are witches real? Wiec odpowiadam w duchu bajki na dobranoc, ze moze byc... Pyta sie dalej, czy to na obrazku gdzie czarownica leci to slonce, a ja sie go pytam czy widzial kiedys czarownice w bialy dzien? A on, ze nie. Wiec mu mowie, ze czarownice lataja w nocy, dlatego pewnie nigdzy ich nie widzial...Nastepne pytanie: Are tornadoes real? Hmmm.... Jak tu odpowiedziec... Wiec mowie ze tez moze byc...
I zeby nie zaglebiac sie za bardzo w epistomologie i mistykologie czytam dalej zagadke o deszczu, potem o kaloryferze, kapeluszu...
I Michal znowu wraca do Baby Jagi: Do they always fly on mops?
Wiec mu mowie ze nie na mopie, tylko miotle!
Baba Jaga na mopie????
A zreszta kto wie, na czym one tam lataja...
środa, 24 kwietnia 2013
Dzis porzadkujac torbe znalazlam cytat z jednej z ksiazek Deepaka Chopry (oczywiscie!), mam numer strony, ale nie wiem dokladnie z jakiej ksiazki to bylo. Gdy bylam na ktoryms z tych dlugich spacerow musialam zawekowac sie gdzies w kafejce i czytac. I dzis chce sie podzielic znaleziskiem, bo daje duzo do myslenia:
"It is hard to deny that our reality remains stubbornly intact because our logic is stubbornly rational, geared solely to the events of the waking state. (...)
What holds me down to earth is not the fact that gravity is a law of nature. It is the choice of laws that happen to be in effect."
"It is hard to deny that our reality remains stubbornly intact because our logic is stubbornly rational, geared solely to the events of the waking state. (...)
What holds me down to earth is not the fact that gravity is a law of nature. It is the choice of laws that happen to be in effect."
czwartek, 18 kwietnia 2013
Cytat z "Brain Power. Improve Your Mind as You Age" (Michael J.Gelb and Kelly Howell):
"As a graduate
of the Zsa Zsa
Gabor School of Creative
Mathematics, I honestly do
not know how old I am"
Erma Bombeck
Dlatego droga Mamo prosze nie przesylac mi kartek na urodziny, w ktorych dokladnie wyliczasz ile to juz lat minelo. Czy to naprawde takie wazne?
Nastepny cytat:
"Words are, of course,
the most powerful drug used
by mankind."
Rudyard Kipling
I oczywiscie humor utrzymuje nas wiecznie mlodych, a w humorze (uwaga, uwaga!) - nonsens!
Zawsze wiedzialam, ze cos w tym jest! Dr. Seuss, autor wielu ksiazek dla dzieci (ostatnio sfilmowany, niesamowicie zreszta moim zdaniem, "Lorax") stwierdza: "I like nonsense; it wakes up the brain cells."
I jeszcze jeden cytat, cytowany w ksiazce z filmu "Just You and Me, Kid":
"When I was young, I was called a rugged individualist. When I was in my fifties, I was considered eccentric. Here I am doing and saying the same things I did then and I'm labeled senile."
"As a graduate
of the Zsa Zsa
Gabor School of Creative
Mathematics, I honestly do
not know how old I am"
Erma Bombeck
Dlatego droga Mamo prosze nie przesylac mi kartek na urodziny, w ktorych dokladnie wyliczasz ile to juz lat minelo. Czy to naprawde takie wazne?
Nastepny cytat:
"Words are, of course,
the most powerful drug used
by mankind."
Rudyard Kipling
I oczywiscie humor utrzymuje nas wiecznie mlodych, a w humorze (uwaga, uwaga!) - nonsens!
Zawsze wiedzialam, ze cos w tym jest! Dr. Seuss, autor wielu ksiazek dla dzieci (ostatnio sfilmowany, niesamowicie zreszta moim zdaniem, "Lorax") stwierdza: "I like nonsense; it wakes up the brain cells."
I jeszcze jeden cytat, cytowany w ksiazce z filmu "Just You and Me, Kid":
"When I was young, I was called a rugged individualist. When I was in my fifties, I was considered eccentric. Here I am doing and saying the same things I did then and I'm labeled senile."
Dzieci przechodzily juz rozne fazy gier na komputerze. Byl juz Warcraft, gdzie chodzilo sie z jakims podejrzanym mieczem czy dzirytem i dzgalo wszystkich i wszystko co sie ruszalo. Z czasem dzganie im zbrzydlo i zaczynali kopac jakies kamienie, a pozniej to nawet zupy gotowali, jak juz znalezli odpowiednie skladniki. Potem byly bed eggs... jajka takie poubierane z granatami, karabinami i wszelka inna bronia bliskiego i dalekiego razenia. Jajko stoi w miejscu, dobiera sobie druzyne, i razem z kolega badz kolegami atakuja inne jajka, az nastapi ich calkowita anihilacja... (ich albo przeciwnika). Teraz graja w Roblox. Gra jest dosc toporna graficznie. Taka ... kwadratowa/klockowa bym powiedziala. Chodza w niej takie klockowe ludziki (cos jak lego, tylko mniej wyrafinowane...), i mozna wybrac rozne opcje. Mozna grac w czekoladowy potop, chowanego, strzelac, uciekac przed zombie... mozliwosci sa nieograniczone, bo gry sa wymyslane przez uzytkownikow. Michal lubi ostatnio grac w fabryke sera (?!^?&*%??!). Polega to na kupowaniu coraz to innego koloru maszyny. Az ma sie wszystkie, z kominem wlacznie. I leci na tasme taki roznokolorowy ser... zolty, brazowy, czarny, rozowy, zielony (...?????). A Gabrys i Jedrek graja w "Przetrwanie". Polega to na tym, ze ma sie plecak i wyrusza sie w dzicz. I trzeba zbierac kamienie, drewno, jak sie juz uzbiera odpowiednio duzo roznych takich rzeczy, co spadaja z nieba albo leza na ziemi, to mozna sobie zrobic wiadro, napelnic je woda (walnac takim wiadrem kolege tez mozna!), postawic namiot i wiele roznych niesamowicie interesujacych rzeczy! Ale najfajniejsze jest jak przychodzi niedzwiedz! Nigdy osobiscie niedzwiedzia nie widzialam, ale wiem kiedy sie pojawia, bo wtedy jest krzyk. Gabrys wola Jedrka (albo odwrotnie), albo kiedy Gabrys musi isc poprawic szybko matematyke, to wola Michala, zeby ten stal i patrzyl czy niedzwiedz nie idzie, a jak przyjdzie to zeby uciekal. Ludzikiem kwadratowym oczywiscie. W komputerze...
Najfajniejsze chyba jednak jest to, ze mozna grac z innymi graczami i jest to troche jak w rzeczywistosci, tylko mozna mniej sie martwic o konsekwencje. Na przyklad kolezanka klockowa mowi do klockowego Gabryska Hi, a Gabrys mowi Bye. Albo znajdujesz przyjaciol, razem idziesz z nimi na wycieczke, dzielisz sie tym co masz, az ktos ci zabierze wiadro (a bez wiadra nie mozna przetrwac!) i nastepnym razem na wycieczke idziesz juz sam, bo po co ktos ma ci wiadro zabrac?
Albo chodzisz po fabryce sera i krzyczysz Follow me! choc wiadomo, ze jest sie jedynym graczem, albo wybierasz sie na wycieczke czolgiem, helikopterem, samochodem...
Moze tez otworze sobie konto?
I Jedrek w walce, zainspirowany bronia stworzona przez Michala:
Najfajniejsze chyba jednak jest to, ze mozna grac z innymi graczami i jest to troche jak w rzeczywistosci, tylko mozna mniej sie martwic o konsekwencje. Na przyklad kolezanka klockowa mowi do klockowego Gabryska Hi, a Gabrys mowi Bye. Albo znajdujesz przyjaciol, razem idziesz z nimi na wycieczke, dzielisz sie tym co masz, az ktos ci zabierze wiadro (a bez wiadra nie mozna przetrwac!) i nastepnym razem na wycieczke idziesz juz sam, bo po co ktos ma ci wiadro zabrac?
Albo chodzisz po fabryce sera i krzyczysz Follow me! choc wiadomo, ze jest sie jedynym graczem, albo wybierasz sie na wycieczke czolgiem, helikopterem, samochodem...
Moze tez otworze sobie konto?
I Jedrek w walce, zainspirowany bronia stworzona przez Michala:
sobota, 13 kwietnia 2013
PODWAZANIE POSTRZEGANIA
"Perception is a funny thing. It takes three seconds for snail's eyes to see me, because it takes three seconds for snail's nervous system to process light. (...) Birth and death occur at the speed of light. (...) So when I look at you I see a three dimensional body there. In reality this body is made of atoms, so the physicists tell us. And those atoms are made up of those subatomic charges, electrons, photons, bosons, mesons, leptons, quarks and whatever these names are but at the most fundamental level they are units of light. So you are made up of light. And this light moves with the speed, the speed of light is about 300000 km/s. So actually you appear and disappear at the speed of light at 300000 km/s. You are flickering in and out of existence. And I see some solid 3 dimensional entity out there... Why? Because my senses cannot process light at the speed of the event.""You can actualize information from the past, so called, but you can also actualize information from the future, so called, because there isn't such a thing in the submanifest order of being, there isn't any time. Time is a perceptual artifact. Totally a perceptual artifact. Depends from where you're observing."
Deepak Chopra "The Cosmic Mind and the Submanifest Order of Being"
piątek, 12 kwietnia 2013
Dzis, i cala zreszta noc, i wczoraj, pada, padalo, i jak prognoza mowi - bedzie padac.
Pani, co przeprowadza dzieci przez ulice kolo szkoly stwierdzila, ze Mother Nature is mad.
Natura ponoc odzwierciedla ludzi, wiec wniosek: cos z nami nie tak... Na kogo sie tak zloscimy, ze tak strasznie pada i wieje?
I wiersz, zgodny z pogoda:
Today
I am washing
my soul
in tears.
Streams of water
coming down
cleansing, purifying...
Salty harsh treatment
of realization
It's all me.
Pani, co przeprowadza dzieci przez ulice kolo szkoly stwierdzila, ze Mother Nature is mad.
Natura ponoc odzwierciedla ludzi, wiec wniosek: cos z nami nie tak... Na kogo sie tak zloscimy, ze tak strasznie pada i wieje?
Today
I am washing
my soul
in tears.
Streams of water
coming down
cleansing, purifying...
Salty harsh treatment
of realization
It's all me.
czwartek, 11 kwietnia 2013
Zaszla koniecznosc zrobienia zakupow zywieniowych (znowu...), a ze dzieci zwykle sa osobnikami, co kreca nosem na obiadki, powiedzialam im, by zrobili liste rzeczy do jedzenia, ktore mam kupic na tydzien.
Oto lista, jaka otrzymalam od Gabrysia:
1. Marshmallows
2. burger meat
3. hot dogs
4. Bagels
5. oil for teeth
6. lots of Bacon
7. milk
8. chocolate
9. eggs
10. yogurt for milkshake
11. frozen Berries
12. New laptop for Gabriel
??????????
I prosba do Ciotki Dorotki :) by przypadkiem nie wygadala sie z numerem 12 na liscie dla Babci i Dziadka, bo jeszcze gotowi kupic...
Oto lista, jaka otrzymalam od Gabrysia:
1. Marshmallows
2. burger meat
3. hot dogs
4. Bagels
5. oil for teeth
6. lots of Bacon
7. milk
8. chocolate
9. eggs
10. yogurt for milkshake
11. frozen Berries
12. New laptop for Gabriel
??????????
I prosba do Ciotki Dorotki :) by przypadkiem nie wygadala sie z numerem 12 na liscie dla Babci i Dziadka, bo jeszcze gotowi kupic...
I jeszcze raz Francine Blake (z filmu "Solar Revolution"):
"Belief is very limiting. It limits you because you begin to think that what you believe in is the only thing that can exist. And that's not true. So belief is limiting. Beyond belief is liberating, but it's very difficult to achieve, because we need security, we need nuts and bolts, we need to flesh it out, we need something solid, beyond belief you are actually in position where every possibility is open."
Tu mi sie przypomina pierwszy sekret z ksiazki "10 Secrets for Success and Inner Peace" Wayne'a Dyera:
"Have a mind that is open to everything and attached to nothing."
Nieskonczonosc mozliwosci...
A w co Ty wierzysz?
"Belief is very limiting. It limits you because you begin to think that what you believe in is the only thing that can exist. And that's not true. So belief is limiting. Beyond belief is liberating, but it's very difficult to achieve, because we need security, we need nuts and bolts, we need to flesh it out, we need something solid, beyond belief you are actually in position where every possibility is open."
Tu mi sie przypomina pierwszy sekret z ksiazki "10 Secrets for Success and Inner Peace" Wayne'a Dyera:
"Have a mind that is open to everything and attached to nothing."
Nieskonczonosc mozliwosci...
A w co Ty wierzysz?
"I was always struck by the Romans, the end of the empire, when they said: "If Visigoths come and destroy and attack us, it would be the end of civilization!" Well, I mean, when you look back now you say: What civilization? What kind of horrible civilization did they have really? Thank God the Vandals came and wiped them out! Otherwise who would want to be stuck in that mindset? You know it was horrible!
It's the same now. We say: Oh my God! If something happens we gonna loose our civilization! What civilization do we got now?"
Francine Blake, historian
(fragment z filmu "Solar Revolution")
Jednym slowem - wezmy gleboki oddech.... i przestanmy sie bac...
moze byc tylko lepiej...
It's the same now. We say: Oh my God! If something happens we gonna loose our civilization! What civilization do we got now?"
Francine Blake, historian
(fragment z filmu "Solar Revolution")
Jednym slowem - wezmy gleboki oddech.... i przestanmy sie bac...
moze byc tylko lepiej...
poniedziałek, 1 kwietnia 2013
"The purpose of life is the expansion of happiness."
Takim zdaniem otwiera swoja ksiazke "The Ultimate Happiness Prescription" Deepak Chopra.
Zdalam sobie wlasnie sprawe, ze tytul jest bardzo ... dwuznaczny? Albo tez majacy wzbudzic zainteresowanie czytelnika, choc pozniej tresc okazuje sie calkiem odbiegajaca od tego, co tytul obiecuje, albo raczej czego oczekuje czytelnik...
Wciaz strajkuje, dzieki temu siedze w domowej bibliotece i slucham juz drugi raz tej czytanej ksiazki (czytanej zreszta przez samego autora). I w pewnym momencie, juz pod koniec, poczulam sie zlapana. W siec swiadomosci. W nowe (prastare) myslenie. W inne mozliwosci bycia. W calkiem nowy sposob zycia, jaki sie teraz przede mna roztacza... (Dopero dzis mnie to uderzylo tak mocno, choc pranie mozgu robilam sobie juz od sierpnia zaprzeszlego roku!)
Wczoraj konczylam sluchac Sarah Susanki "The Not So Big Life: Making Room For What Really Matters", ktora wypozyczylam, bo przegladajac strony o tym jak budowac domy z bali slomianych jej inna ksiazka ("The Not So Big House") byla zarekomendowana, ale ze w papierowej formie, musze na nia poczekac. I ta sluchana ksiazka to prawie biblia nowej swiadomosci (zajmuje ponad 11 godzin!). Zaczyna sie od architektury, a powoli przechodzi przez medytacje, odczuwanie czasu i bycie w teraz, az glebiej i glebiej, ze po skonczeniu chwycilam sie za glowe, bo co za dywersja, by przemycic takie informacje, w takim formacie...
I dzis czuje sie zlapana, i troche jak Deepak Chopra przekonuje o tej nowej rzeczywistosci swoim glosem z akcentem z Indii, ktory tak umiejetnie potrafi nasladowac Gabrys, z pewnoscia siebie, nieuchronnoscia, ze tak ma byc, bo inaczej sie zwyczajnie nie da... trudno mi to wyrazic.
Teraz musze to wszystko przetrawic...
Takim zdaniem otwiera swoja ksiazke "The Ultimate Happiness Prescription" Deepak Chopra.
Zdalam sobie wlasnie sprawe, ze tytul jest bardzo ... dwuznaczny? Albo tez majacy wzbudzic zainteresowanie czytelnika, choc pozniej tresc okazuje sie calkiem odbiegajaca od tego, co tytul obiecuje, albo raczej czego oczekuje czytelnik...
Wciaz strajkuje, dzieki temu siedze w domowej bibliotece i slucham juz drugi raz tej czytanej ksiazki (czytanej zreszta przez samego autora). I w pewnym momencie, juz pod koniec, poczulam sie zlapana. W siec swiadomosci. W nowe (prastare) myslenie. W inne mozliwosci bycia. W calkiem nowy sposob zycia, jaki sie teraz przede mna roztacza... (Dopero dzis mnie to uderzylo tak mocno, choc pranie mozgu robilam sobie juz od sierpnia zaprzeszlego roku!)
Wczoraj konczylam sluchac Sarah Susanki "The Not So Big Life: Making Room For What Really Matters", ktora wypozyczylam, bo przegladajac strony o tym jak budowac domy z bali slomianych jej inna ksiazka ("The Not So Big House") byla zarekomendowana, ale ze w papierowej formie, musze na nia poczekac. I ta sluchana ksiazka to prawie biblia nowej swiadomosci (zajmuje ponad 11 godzin!). Zaczyna sie od architektury, a powoli przechodzi przez medytacje, odczuwanie czasu i bycie w teraz, az glebiej i glebiej, ze po skonczeniu chwycilam sie za glowe, bo co za dywersja, by przemycic takie informacje, w takim formacie...
I dzis czuje sie zlapana, i troche jak Deepak Chopra przekonuje o tej nowej rzeczywistosci swoim glosem z akcentem z Indii, ktory tak umiejetnie potrafi nasladowac Gabrys, z pewnoscia siebie, nieuchronnoscia, ze tak ma byc, bo inaczej sie zwyczajnie nie da... trudno mi to wyrazic.
Teraz musze to wszystko przetrawic...
niedziela, 31 marca 2013
Dzis niedziela wielkanocna.
Ale jakie wlasciwie znaczenie ma niedziela wielkanocna, badz poniedzialek wielkanocny, badz wielki piatek, czwartek czy sobota?
W moim przypadku (i zastanawiam sie w ilu innych przypadkach) oznaczalo to glownie sprzatanie, gotowanie, niewyspanie, podawanie, a pozniej znowu sprzatanie. Gdzie tu swietowanie?
Dzis (niedziela wielkanocna) wstalam z bolem plecow, z mysla, ze mam robic jajka faszerowane (bo obiecalam Jedrkowi), ze musze wyjac jakas dziwna kostke - chrzastke( albo dwie) z nogi jagniecia, wypeklowac to, wstawic do piekarnika, posprzatac balagan po urodzinach Michala wczorajszych, zrobic sniadanie, lunch, podac to, etc...
Gdy zeszlam na dol, balagan byl jeszcze wiekszy niz wczoraj, po zwroceniu uwagi, ze jest bajzel, uslyszalam, ze jak bylam na gorze, to przynajmniej bylo cicho. A gwozdzia do trumny dobil sedes z niespuszczona zawartoscia.
Jak dlugo mozna mieszkac w domu, gdzie sprzataniu nie ma konca, i nie ma nawet jednego pomieszczenia w ktorym przez jeden dzien byloby czysto bez mojego podnoszenia czegos ciagle?
Wiec poszlam sobie.
Na szesc godzin.
Na piechote do ogrodow botanicznych.
Jak sie idzie, to wszystko wyglada inaczej. Postrzeganie swiata (jego szczegolow) w bardzo duzej mierze zalezy od szybkosci, z jaka ow swiat przemierzamy. Udalo mi sie zauwazyc bardzo kolorowe graffiti pod mostami, podziwiac w jaki sposob most byl zbudowany, zauwazyc pekniecia w chodniku, obok ktorego zwykle bym przejezdzala, zatrzymac sie wreszcie na moscie (a wlasciwie trzech... Hamilton zwyklo sie nazywac miastem wodospadow, po dzisiejszej przechadzce Hamilton nazwalabym raczej miastem mostow) i podziwac golebia, ktory siedzial na kablach elektrycznych zwisajacych nad rzeka i sie zastanowic, jak to by bylo tam siedziec...
Zaliczylam dwie kafejki, i dzieki temu przy kawie poczytalam sobie "Unconditional Life" Deepaka Chopry. W ogrodach botanicznych spokojnie powdychalam kwitnace krzaki grejpruta i rozkosznie slodkie tulipany. A dookola rodziny z wozkami, dziecmi i krzykiem poszukiwaly czekoladowych jaj...
Moja samotna wycieczka zaowocowala postanowieniem stworzenia pomieszczenia tylko dla mnie. I bedzie to biblioteka, w ktorej juz mam doprowadzony kabel do internetu. Jedyna tak naprawde rzecza, ktora musze zrobic, to wstawic drzwi, oczywiscie z zamkiem...
Ale jakie wlasciwie znaczenie ma niedziela wielkanocna, badz poniedzialek wielkanocny, badz wielki piatek, czwartek czy sobota?
W moim przypadku (i zastanawiam sie w ilu innych przypadkach) oznaczalo to glownie sprzatanie, gotowanie, niewyspanie, podawanie, a pozniej znowu sprzatanie. Gdzie tu swietowanie?
Dzis (niedziela wielkanocna) wstalam z bolem plecow, z mysla, ze mam robic jajka faszerowane (bo obiecalam Jedrkowi), ze musze wyjac jakas dziwna kostke - chrzastke( albo dwie) z nogi jagniecia, wypeklowac to, wstawic do piekarnika, posprzatac balagan po urodzinach Michala wczorajszych, zrobic sniadanie, lunch, podac to, etc...
Gdy zeszlam na dol, balagan byl jeszcze wiekszy niz wczoraj, po zwroceniu uwagi, ze jest bajzel, uslyszalam, ze jak bylam na gorze, to przynajmniej bylo cicho. A gwozdzia do trumny dobil sedes z niespuszczona zawartoscia.
Jak dlugo mozna mieszkac w domu, gdzie sprzataniu nie ma konca, i nie ma nawet jednego pomieszczenia w ktorym przez jeden dzien byloby czysto bez mojego podnoszenia czegos ciagle?
Wiec poszlam sobie.
Na szesc godzin.
Na piechote do ogrodow botanicznych.
Jak sie idzie, to wszystko wyglada inaczej. Postrzeganie swiata (jego szczegolow) w bardzo duzej mierze zalezy od szybkosci, z jaka ow swiat przemierzamy. Udalo mi sie zauwazyc bardzo kolorowe graffiti pod mostami, podziwiac w jaki sposob most byl zbudowany, zauwazyc pekniecia w chodniku, obok ktorego zwykle bym przejezdzala, zatrzymac sie wreszcie na moscie (a wlasciwie trzech... Hamilton zwyklo sie nazywac miastem wodospadow, po dzisiejszej przechadzce Hamilton nazwalabym raczej miastem mostow) i podziwac golebia, ktory siedzial na kablach elektrycznych zwisajacych nad rzeka i sie zastanowic, jak to by bylo tam siedziec...
Zaliczylam dwie kafejki, i dzieki temu przy kawie poczytalam sobie "Unconditional Life" Deepaka Chopry. W ogrodach botanicznych spokojnie powdychalam kwitnace krzaki grejpruta i rozkosznie slodkie tulipany. A dookola rodziny z wozkami, dziecmi i krzykiem poszukiwaly czekoladowych jaj...
Moja samotna wycieczka zaowocowala postanowieniem stworzenia pomieszczenia tylko dla mnie. I bedzie to biblioteka, w ktorej juz mam doprowadzony kabel do internetu. Jedyna tak naprawde rzecza, ktora musze zrobic, to wstawic drzwi, oczywiscie z zamkiem...
wtorek, 26 marca 2013
Dzis rano zatrudnilam sie jako tzw "property manager" (ciec czyli?) i naprawialam gniazdka elektryczne i zamki w drzwiach. Przy tym walnelam sie mlotkiem po palcu i spuchlo. Wciaz boli, ale juz lepiej. Potem zatrudnilam sie jako kupujacy grzejnik do wody, bo stary sie rypl (to niesamowite swoja droga ile inforamcji zwykly numer seryjny potrafi ujawnic i ile sie mozna dowiedziec o roznych sposobach grzania wody). W zwiazku z tym, ze bylam w pracy i zglodnialam, pozwolilam sobie na kanapke z kawa z bistro baru. W zwiazku z tym, ze bylam w pracy bylam w strasznie dobrym humorze, bo nikt nie krzyczal mamamamamamamamamamamamamamamamamama!!!!!! non stop. Moglam posluchac siebie, tudziez pracy silnika w samochodzie, obie rzeczy znajduje jednakowo przyjemne. Slonce swiecilo, ludzie byli mili, uczynni.
Pozniej wrocilam do domu.
A pozniej pojechalismy na Kumon. Dzieci byly wniebowziete, bo dzis byl tort i medale (jeden dostal brazowy, drugi dostal srebrny (prawdziwy srebrny i prawdziwy brazowy!) za bardzo dobra nauke).
Ja dostalam kwiaty...(I kupon do cukierni tez!)
Nie, nie od meza i nie od przystojnego zabojczo nieznajomego.
Dostalam nagrode za rodzica! (sa nagrody za dobre uczynki, za dobra nauke, okazuje sie, ze sa i za dobrego rodzica!)
W domu podziekowalismy drugiemu rodzicomi, bo placi za edukacje...
Zaczelo sie mlotkiem, skonczylo kwiatami (a bukiet trzeba przyznac piekny...)
Pozniej wrocilam do domu.
A pozniej pojechalismy na Kumon. Dzieci byly wniebowziete, bo dzis byl tort i medale (jeden dostal brazowy, drugi dostal srebrny (prawdziwy srebrny i prawdziwy brazowy!) za bardzo dobra nauke).
Ja dostalam kwiaty...(I kupon do cukierni tez!)
Nie, nie od meza i nie od przystojnego zabojczo nieznajomego.
Dostalam nagrode za rodzica! (sa nagrody za dobre uczynki, za dobra nauke, okazuje sie, ze sa i za dobrego rodzica!)
W domu podziekowalismy drugiemu rodzicomi, bo placi za edukacje...
Zaczelo sie mlotkiem, skonczylo kwiatami (a bukiet trzeba przyznac piekny...)
niedziela, 24 marca 2013
"In the home of the future... our rooms will descend close to the ground, and the garden will become an integral part of the house. The distinction between the indoors and the out-of-doors will disappear. The walls will be few, thin, and removable. All rooms will become parts of an organic unit instead of being small separate boxes with peep-holes."
Rudolph Schindler, architect (z ksiazki Kurta Teske "Femg Shui for Success")
Niedawno bylam w cieplarni Ogrodow Botanicznych w Burlington. Wyjatkowo udalo mi sie wyrwac z domu tylko z mezem (zostawilismy nasza trojke pod opieka Alexa i Isli, korzystajac z okazji, ze wlasnie byla to nasza ktoras z kolei rocznica slubu) i dzieki temu rzeczywistosc w ogrodach, tego dnia, byla mniej rozbiegana i krzykliwa. Gdy siedzielismy sobie spokojnie na lawce, podziwiajac roznorodnosc form roslinnych zgromadzonych w jednym miejscu,w pewnym momencie zdalam sobie sprawe, ze to moglby byc moj dom. Oczywiscie nie taki duzy, ale otwarty, z podloga z blokow kamiennych w ksztalcie sciezki, z lozkami ukrytymi wsrod roslin i swiatlem z kazdej sciany i sufitu. Zawsze marzyl mi sie taki oddzielny pokoj, gdzie w zimie roslyby rosliny i mozna byloby szybciej doczekac wiosny, caly (albo prawie caly) oszklony. Dlaczego wiec nie mieszkac w wiecznie zielonym ogrodzie? Gdzie od razu mozna jednoczesnie hodowac wlasne pomidory, gotowac, spac, i ogladac telewizje?
wtorek, 19 marca 2013
Jak to sie dziwnie wszystko placze... Rzecz w tym, ze chcialam przytoczyc kawalek z ksiazki Elif Shafak "The Forty Rules of Love", ale przedtem wyjasnic, jak doszlo do tego, ze czytam te ksiazke. Polecila mi ja Ewa, mowiac, ze przeczytala ja w rekordowym tempie (wcale sie nie dziwie, mi zajelo to tez tylko jeden dzien, nijak nie moglam sie oderwac... cudem zupe ugotowalam i zaplacilam rachunki gdzies w jakiejs dziurze czasowej). Ewa mowila mi o Rumim jeszcze jesienia, ja czytalam wtedy Wayna Dyera i on o nim wspominal, potem Ewa pozyczyla mi tomik poezji Rumiego (ale przyznam ze tlumaczenie kilku jego wierszy na angielski w ksiazce powyzszej jakos bardziej mi pasuje, jest bardziej zrozumiale, to tak jak z Baranczakiem i Szekspirem, jego tlumaczenia Szekspira sa wspolczesne, tak samo chyba jest z tlumaczeniem Rumiego na angielski). I w innych lekturach juz pozniej Rumi caly czas sie pojawial tu i owdzie (rozdzial mu poswiecil Deepak Chopra w "Bogu"). I Ewa wreszcie z ta ksiazka wyskoczyla. Wiec wypozyczylam i chce sie podzielic jedna z zasad, jakie glosil Shams z Tabrizu, nauczyciel i przyjaciel Rumiego:
"Life is a temporary loan, and this world is nothing but a sketchy imitation of Reality. Only children would mistake a toy for the real thing. And yet human beings either become infatuated with the toy or disrespectfully break it and throw it aside. In this life stay away from all kinds of extremities, for they will destroy your inner balance."
sobota, 16 marca 2013
urodziny
UrodzinyGabryska.
Relacja fotogeniczna:
Gabrys przed zgaszeniem pierwszego tortu.
Gabrys po zgaszeniu drugiego tortu.
Gabrys gasi pierwszy tort.
Gabrys gasi drugi tort.
Zagadka: ile tortow mial Gabrys na urodziny i ile lat ma Gabrys?
Relacja fotogeniczna:
Gabrys przed zgaszeniem pierwszego tortu.
Gabrys po zgaszeniu drugiego tortu.
Gabrys gasi pierwszy tort.
Gabrys gasi drugi tort.
Zagadka: ile tortow mial Gabrys na urodziny i ile lat ma Gabrys?
Subskrybuj:
Posty (Atom)