Na jeden dzien zrobilismy wypad do Niagary. Michal jeszcze nie widzial (bo jak byl, to spal, huk wody dobrze na sen robil, Dziadek moze potwierdzic). Gabrys i Jedrek tez niewiele pamietali, to sie wybralismy (raptem pol godziny z Hamilton).
Woda wciaz spada, huk tak jak wczesniej, kupa ludzi, kropelki wody fruwaja w powietrzu. Nawet fajnie.
Gwoli wyjasnienia, jesli chodzi o podrapanego Gabrysia. Nie, nikt go nie pobil. Nie, nikt go popchnal, nikt mu nogi nie podstawil. Nikt nie rzucil w niego niczym. Nikogo w okolicy nie bylo jak to sie stalo. Co sie stalo? No jakos ponoc biegl i na prostej drodze sie przewrocil... Jak? Nie mam pojecia... Bo jak mozna sie podrapac na nosie, czole, skroni, rece i nodze jednoczesnie? Aha, ponoc byl slyszalny huk i wszyscy mysleli, ze sciana sie zawalila.
I oczywiscie trudno znalezc zdjecia, gdzie wszyscy w miare sie dobrze zachowuja. Tu na przyklad Michal zlosliwie robi Einsteina, choc wszyscy go prosili, by przestal.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz