Icke

It's ALL bollocks - yes, ALL of it.

David Icke

niedziela, 30 grudnia 2012



Jeden z moich bardziej ulubionych wierszy na dobranoc (w wykonaniu Shela Silversteina):

MONSTERS

There are hungry monsters under my bed,
Growlin’ at me ‘cause they haven’t been fed.”
That’s what Harry McGilly said.
His father just smiled and said,
“Ho-ho-ho, fraidy-cat Harry,
Monsters are just imaginary.”
But Harry McGilly cried out all night,
“There are hungry monsters -  I know I’m right.”
So just to prove that Harry was silly,
Under the bed crawled Mr. McGilly.
Harry heard a “chomp”, he heard a “slurp,”
He heard a “gulp,” he heard a “burp.”
And now little Harry sleeps sound in his bed,
‘Cause there are no monsters, as father said,
(And if there are – well – they’ve been fed.)

Good Night!!!!!

sobota, 29 grudnia 2012

No dobra, nie bede owijac w bawelne, gralismy z Michalem w kulki.
A oto dowod:

Michal wygral... Choc mowil, ze byl remis...
Kulki, czyli marbles po angielsku, jak sie im przyjrzec z bliska, to sa takie ladne!!! Z malymi kropeczkami, niektore z zylka innego koloru, inne z takim jakby okiem w srodku, a jedna nawet jednokolorowa, czerwona, ale ten czerwony tez niezwyczajny.
Po angielsku, gdy chemy powiedziec, ze ktos rozum stracil to mozna uzyc zwrotu: he lost his marbles.
A dzis zwariowalismy i z okazji Alexa urodzin bylismy w kinie na "Hobbicie". Kino fajne, takie nowoczesne, jedzenie sprzedaja, statki kosmiczne nad glowa sie bujaja, schody wysokie ze az do nieba i w ogole. Swiatla, gry zrecznosciowe i komputerowe, oczywiscie popkukurydza i napoje w kubkach litrowych.

Ale kino!

Pod stolem...

Nad stolem...
 
 I oprocz tego dzieci wychodzily na podworko:




 Do nastepnego!!!















czwartek, 15 listopada 2012

Jak to dobrze czasem obudzic sie w srodku nocy... taka piekna mgle mozna zobaczyc...
Oczywiscie tak naprawde to niewiele widac, i moze wlasnie o to chodzi? Ze nic nie widac? I wszystko wydaje sie takie tajemnicze i niespodziewane i jeszcze raz tajemnicze, i takie spowite wata i ciche jednoczesnie i takie bliskie przy tym, jakby caly swiat sie zmniejszyl o te widocznosc tylko... 












I na dobry humor opowiadanie Kozlowa o Czarnej Glebi i Zajacu, z ksiazki (a jakze) "Jezyk we mgle":



Czarna Gɫębia

Mieszkaɫ raz w lesie Zając, ktόry wszystkiego się baɫ. Baɫ się Wilka, baɫ się Lisa, baɫ się Puchacza. Baɫ się nawet krzaka, z ktόrego osypywaly się jesienne liście.
          Stanaɫ Zając nad brzegiem Czarnej Gɫębi.
-         Czarna Gɫębio – powiedziaɫ Zając. – Chyba sie w tobie utopię. Mam już dość tego strachu we dnie i w nocy.
-         Nie rόb tego, Zającu! Po co sie spieszyć? Lepiej idź i już się nie bόj!
-         Jak to? – zdziwil sie Zając.
-         A tak. Przyszedleś do mnie, żeby sie utopić, więc czego jeszcze
masz się bac? Idź i nie bόj sie!
Zając ruszyl ścieżką i spotkaɫ Wilka.
-         Ooo! Za chwilę kogoś zjem! – ucieszyɫ się Wilk.
A Zając idzie sobie i pogwizduje.
- Nie boisz sie mnie?! Dlaczego nie uciekasz?! – krzyknąl Wilk.
- Dlaczego miaɫbym sie ciebie bać? – zdumiaɫ sie Zając. – Byɫem nad
Czarną Gɫębią i mam się bać jakiegoś tam wilka?
          Wilk zdziwiɫ się, podkuliɫ ogon i zamyśliɫ gɫeboko.
          Potem Zając spotkaɫ Lisa.
-         Co ja widzę?! – Lis uśmiechnąɫ sie szeroko. – Drepcze potrawka z
zająca! Chodź do mnie, szaraczku, zaraz cię zjem!
Ale Zając nawet na niego nie spojrzaɫ.
-         Byɫem nad Czarną Gɫębią – powiedziaɫ. – Nie przestraszyɫem się Wilka. 
Myślisz, że się ciebie przestraszę, rudzielcu?
          Zapadɫ zmierzch. Siedzi sobie Zając na pieńku pośrodku polany. A tu idzie do niego nie byle kto – sam Puchacz. Idzie pieszo, w futrzanych butach.
-         Siedzisz sobie? – pyta Puchacz.
-         Siedzę – odpowiada Zając.
-         I nie boisz się tak siedzieć?
-         Jakbym sie baɫ, to bym nie siedziaɫ.
-         No, no! Co tak zadzierasz nosa! Na odwagę ci się zebralo przed
nocą?
-         Byɫem nad Czarną Gɫębią, nie baɫem sie Wilka ani Lisa… Nie
zawracaj mi glowy, stara miotɫo!...
-         Lepiej idź sobie z naszego lasu, Zającu – rzekɫ Puchacz po
namyśle. – Co to
będzie jak inne zające wezmą z ciebie przyklad?
-         Nie wezmą – powiedziaɫ Zając. – Nie każdemu Zającowi dane jest zajrzeć w Czarną Gɫębię…
Nadeszɫa jesień. Z drzew posypaɫy sie liście. Zając siedzi pod
krzakiem, drży ze strachu i myśli:
-         Nie boję sie Wilka, Lisa też sie nie boję, ani Puchacza. Ale kiedy
liście opadają i tak szeleszczą, caɫy sie trzęsę…
Przyszedɫ Zając nad Czarną Gɫębię i pyta:
-         Czemu, kiedy opadają liście, strach mnie ogarnia?
-         To nie liście opadaja – odparɫa Czarna Gɫębia. – To czas mija i
szeleści. Wszyscy sie tego boimy.
Potem spadɫ śnieg. Teraz Zając biega po śniegu i nie boi sie nikogo.

                                    KONIEC



niedziela, 28 października 2012



Halloween tego roku: relacja:
1. wykonane zostaly duchy i szkielety z papieru,
2. okna zostaly pomalowane mazakami w dynie,
3. byly dwie dynie rzezbione i jedna ozdobna,
4. udalo sie nie przesadzic ze slodkosciami,
5. mielismy milych gosci,
6. byly czerwone balony,
7. byly mumie:

Add caption

Okazalo sie, ze wieksza mumia nawiazala dosc bliski kontakt z dwojka dzieci: Ania i Mackiem:




Przygotowania zaczely sie juz dwa dni wczesniej i zaowocowaly... rysunkami na twarzy?

Montezuma czy brudne dziurki w nosie?
Okazalo sie, ze pewne panie wcale Montezumy sie nie baly, wrecz przeciwnie!
Dowod:

A co to za pajak tam na scianie?
Jak wspominalam byly tez balony, o dziwo wytrzymaly nawal czternasciorga malych rak siedmiorga bardzo energicznych dzieci: Kornela, Macka, Michala, Ani, Jedrka, Kingi i Gabrysia.
Michal prezentuje:

I jeszcze Ania i Kornel:


A dzis - cicha niedziela...
Do jutra!





sobota, 20 października 2012

Voltaire: "Paradise is where I am"


To tyle ze zlotych mysli. Wlasnie wrocilam ze spotkania z kolezanka, w dobrym humorze, bo bylam sama bez przyczepki (ek), wracam, a tu sie okazuje ze Gabrys skakal z tarasu, jakos fiknal jakiegos kozla i spadal na glowe, a potem krzyczal, ze umiera. Babcia w zwiazku z tym plakala, nie bedzie pewnie spac cala noc, moje dzieci pokazaly sie z najgorszej strony - jednym slowem: po co to wszystko?
Jutro mialam isc z Ewa na spacer, ponoc sama, ale bede brac ich ze soba, w poniedzialek mialam sie zobaczyc z Ania, ale tez wezme ich z soba, a we wtorek do Agnieszki tez. I zdaje sie, ze juz duzi. Ja bede pic kawe, a oni siedziec.
Aha, laptopa tez nie dostana. Ponoc sie klocili. No to szlus.

Kilka zdjec:

Moj ulubiony chrzesniak Maciek (mysli pewnie co Marian robi na laptopie)


Moj ulubiony chrzesniak Maciek (oglada katalog z klockami Lego)

Jak widac: Ania w pudelku


Na dzis tyle. Bede sie zastanawiac nad sankcjami dla synow.
Czy ktos moze ma dyby do pozyczenia na czas nieokreslony?

wtorek, 25 września 2012

Otrzymane w mejlu, dla poprawy humoru:

Due to current economic conditions the light at the end of the tunnel has been turned  off.  

TEACHER:  Now, Simon , tell me frankly, do you say prayers before eating?
SIMON: No sir, I don't have to, my Mom is a good cook.

TEACHER: Millie, give me a sentence starting with ' I. '
MILLIE: I is..
TEACHER: No, Millie..... Always say, 'I am.'
MILLIE: All right... 'I am the ninth letter of the alphabet.' 


TEACHER:  Donald, what is the chemical formula for water?
DONALD: H I J K L M N O.
TEACHER: What are you talking about?
DONALD: Yesterday you said it's H to O.


TEACHER: Clyde , your composition on 'My Dog' is exactly the same as your brother's.. Did you copy his?
CLYDE : No, sir. It's the same dog.

TEACHER: Glenn, how do you spell 'crocodile?' GLENN: K-R-O-K-O-D-I-A-L'
TEACHER: No, that's wrong
GLENN: Maybe it is wrong, but you asked me how I spell it. 

TEACHER: John,  why are you doing your math multiplication on the floor?
JOHN: You told me to do it without using tables. 

Ogloszenia (ponoc prawdziwe):

FOR SALE BY OWNER. Complete set of Encyclopaedia Britannica, 45 volumes.
Excellent condition, £200 or best offer.
No longer needed, got married, wife knows everything. 


WEDDING DRESS FOR SALE.
Worn once by mistake.
Call Stephanie. 

FREE YORKSHIRE TERRIER.
8 years old, Hateful little bastard. Bites! 


JOINING NUDIST COLONY!
Must sell washer and dryer £100.

środa, 12 września 2012

Szkola jest sprzeczna z natura.

Takie wnioski ostatnio wyciagam, jak prowadzajac najmlodsze pachole do szkoly ogladam placzace dzieci. Gdyby porownac tragedie dziecka tego w szkole z tragedia dziecka tego odrywanego od rodziny w obozach niemieckich, zeby porownac sile krzyku i ilosc wylanych lez, to dochodze do tego samego wniosku: jest to barbarzynskie okrucienstwo. Jedna dziewczynka tak mocno przylgnela do nogi babci, ze sila nie mozna jej bylo oderwac.
Dzieci czuja podswiadomie, ze cos tu jest nie tak. No bo dlaczego kochajaca mama i tato pozbywaja sie malucha, ktoremu trzeba czesto jeszcze tylek wycierac, do tego wielkiego budynku, gdzie duzi biegaja, jakas obca pani mysli ze moze go brac za reke i czasem jeszcze krzyczec, gdzie sto innych dzieci cos chce i uczy sie, ze nie moze chciec, gdzie jak placzesz, to nikogo to nie obchodzi, a jak masz smarki, to caly dzien chodzisz z tym pod nosem i nawet nie wiesz, ze leci, chyba ze przypadkiem uzyjesz rekawa... Dlaczego? No dlaczego???

Szkola jest sprzeczna z natura, a po przejrzeniu ogromu materialu na internecie dochodze do wniosku ze to diabelski wynalazek.
Prosze posluchac:

"Mandatory kindergarten was necessary because it served to break the influence of the mother over the child thus making the child more responsive to government influence."
http://nj.npri.org/nj98/05/prussian.htm

 Gatto emphasizes how the Prussian model set the standard for educational systems right up to the present. "The whole system was built on the premise that isolation from first-hand information and fragmentation of the abstract information presented by teachers would result in obedient and subordinate graduates, properly respectful of arbitrary orders," he writes. He says the American educationists imported three major ideas from Prussia. The first was that the purpose of state schooling was not intellectual training but the conditioning of children "to obedience, subordination, and collective life." Thus, memorization outranked thinking. Second, whole ideas were broken into fragmented "subjects" and school days were divided into fixed periods "so that self-motivation to learn would be muted by ceaseless interruptions." Third, the state was posited as the true parent of children. All of this was done in the name of a scientific approach to education, although, Gatto says, "no body of theory exists to accurately define the way children learn, or what learning is of most worth."  
 http://www.sntp.net/education/school_state_3.htm

 In summary, the public schools have from the beginning been antagonists of liberty and the spontaneous order of liberal market society. In such an order, individuals choose their own ends and engage in peaceful means, competitive and cooperative, to achieve them. They also raise their children according to their own values and by their own judgment. In contrast, public schools have been intended to interfere with that free development and to mold youth into loyal, compliant servants of the state. Their objectives have required a rigidity and authoritarianism that is inconsistent with the needs of a growing rational being seeking knowledge about the world. Thus, the schools are a source of immense frustration for many children. It should surprise no one that those schools produce children who are passive, bored, aimless, and even worse: self-destructive and violent.  
http://www.sntp.net/education/school_state_3.htm 

i na koniec kilka slow od Alberta Einsteina (wychowanka pruskiej szkoly): 
 One had to cram all this stuff into one's mind, whether one liked it or not. This coercion had such a deterring effect that, after I had passed the final examination, I found the consideration of any scientific problems distasteful to me for an entire year.... It is in fact nothing short of a miracle that the modem methods of instruction have not yet entirely strangled the holy curiosity of inquiry; for this delicate little plant, aside from stimulation, stands mainly in need of freedom; without this it goes to wrack and ruin without fail. It is a very grave mistake to think that the enjoyment of seeing and searching can be promoted by means of coercion and a sense of duty. To the contrary, I believe that it would be possible to rob even a healthy beast of prey of its voraciousness, if it were possible, with the aid of a whip, to force the beast to devour continuously, even when not hungry - especially if the food, handed out under such coercion, were to be selected accordingly.
 http://www.sntp.net/education/school_state_3.htm 

niedziela, 9 września 2012

"Again, often meditate how swiftly all things that subsist, and all things that are done in the world, are carried away, and as it were conveyed out of sight: for both the substance themselves, we see as a flood, are in a continual flux; and all actions in perpetual change; and the causes themselves, subject to thousand alterations, neither is there anything almost, that may ever be said to be now settled and constant Next unto this, and which follows upon it, consider both the infiniteness of the time already past, and the immense vastness of that which is to come, wherein all things are to be resolved and annihilated. Art not thou then a very fool, who for these things, art either puffed up with pride, or distracted with cares, or canst find in thy heart to make such moans as for  a thing that would trouble thee for a very long time? Consider the whole universe, whereof thou art but a very little part, and the whole age of the world together, whereof but a short and very momentary portion is alloted unto thee, and all the fates and destinies together, of which how much is it that comes to thy part and share!"

Fragmenty "Medytacji" Marka Aureliusza, ktore wlasnie zaladowalam z internetu z Otwartej Biblioteki (Open Library) do Kobo. Pierwsze strony sa zeskanowane, i widac numer biblioteczny pisany recznie, oryginalne pierwsze strony, ex libris. Jest to pierwsza edycja z 1906 roku, z lutego.
I znalazla sie ta ksiazka, pisana tak dawno temu, przez internet tu na moim e-readerze (a jaki jest polski odpowiednik tego slowa?).
Otwieram prawie usta z podziwu, bo wlasnie przejrzalam jakie ogromne ilosci ksiazek (e-ksiazek) jest dostepnych przez internet - za darmo.
Moja biblioteka wzbogacila sie o Marka Aureliusza, jak widac powyzej, Hrabiego Monte Christo, Eseje Emersona, Walden and On the Duty of Civil Disobedience Thoreau, Maszyne czasu Wellsa, Podroz do srodka ziemi J. Verne'a, Piotrusia Pana J.M. Barriego oprocz sciagnietych wczesniej z biblioteki Sorosa Financial Turmoil in Europe and the United States.
I jakos mlodz tez uzywa Kobo. Chyba najbardziej im sie podoba, ze ekran jest na dotyk (a nasze dzieci sa trzymane z daleka od ostatnich nowinek technicznych), wiec fakt ze moga przewracac kartki w ten sposob zdecydowanie dodaje uroku.
Pozdrowienia z ogromnej biblioteki!


sobota, 8 września 2012

CONCERNING MIKE TEAVEE
from Charlie and the Chocolate Factory by Roald Dahl

The most important thing we've learned,
So far as children are concerned,
Is never, NEVER, NEVER let
Them near your television set -
Or better still, just don't install
The idiotic thing at all.
(...)
But did you ever stop to think,
To wonder just exactly what
This does to your beloved tot?
IT ROTS THE SENSES IN THE HEAD!
IT KILLS IMAGINATION DEAD!
IT CLOGS AND CLUTTERS UP THE MIND!
IT MAKES A CHILD SO DULL AND BLIND
HE CAN NO LONGER UNDERSTAND
A FANTASY, A FAIRYLAND!
HIS BRAIN BECOMES AS SOFT AS CHEESE!
HIS POWERS OF THINKING RUST AND FREEZE!
HE  CANNOT THINK - HE ONLY SEES!

Poemat o Miku Teavee oczywiscie na tym sie nie konczy, ale -
wziawszy sobie do serca nauki zabronilismy chlopakom uzywac komputera.
I tak juz chyba od trzech tygodni. Rezultaty sa widoczne, np. dzis bylismy uraczeni kasynem!

na scianach pojawily sie tego typu ulotki


Mozna bylo probowac szczescia w gry w kosci...


 Mozna sie bylo cieszyc z wygranej!


misie do ustrzelenia...


 Oczywiscie gwozdz programu twister!

Gabrys probuje mnie obegrac...


Rzucanie kulkami do miski wywolalo mnostwo emocji.

A nagroda byly maliny z cukrem!!!
Wygralam jedna...

czwartek, 6 września 2012

Ciiiiii....  
Bo jeszcze mnie zauwaza... Nic nie mowcie... Schowalam sie miedzy pralka, praniem, suszarka i pojemnikiem na brudne ubrania, zeby w spokoju poczytac na nowo zakupionej maszynie do czytania Wayna Dyera. Oni sobie chodza po korytarzu, zaslona mnie zaslania, i na pewno sie nie zorientuja ze tu jestem... Wiec nic nie mowcie...

 A z przeczytanych madrosci np:
"Remind yourself daily that there's no way to happiness; rather, happines is the way."


I jeszcze zdjecie Fizzy, bo zdalam sobie sprawe ze nasz kot nie zostal nawet sfotografowany, i gdyby przyszlo sie ja zgubic, to na slupie musielibysmy zawiesic ogloszenie bez zdjecia. Tak troche glupio.
Wiec Fizzy:



wtorek, 21 sierpnia 2012

Ach! Te wieczory wieczorowa pora... Zapach dojrzewajacych jablek na jabloni (co chwile ktores jablko spada, z hukiem lub bez...), swierszcze, tak pieknie koncertujace tu i tam, sygnal strazy pozarnej (przed domem i za domem), ciemno, przyjemnie troche cieplo, ale tak w sam raz, pomidory na gazie w sos sie zmieniaja, i juz po jedenastej, dzieci dawno w lozku, maz dawno w lozko, ech, zyc nie umierac.
I nawet dziwnych gosci juz mialam. Zamaskowanych. A to znaczy, ze Hamilton zmienia sie z zascianka w miasto. No bo skoro szopy pracze zagladaja do srodka domu i wachaja sie z kotem... to znaczy ze ilosc smieci w okolicy rosnie.
Dlatego siedze teraz na balkonie ze strzelba Gabryska na krzesle obok i jem czeresnie i pisze.
Postrzelalam sobie przed chwila, wpierw do swiatla odblaskowego na pedale roweru co w krzakach siedzi (wzielam za oczy szopa pracza) a chwile pozniej do kota co przyszedl nieproszony pewnie na myszy na kolacje. (Ale nie celowalam, tylko obok...)
Czulam sie jak na Dzikim Zachodzie!!!!

wtorek, 14 sierpnia 2012

Dzis oficjalnie (no prawie) skonczylam remonty na John St. Oficjalnie, bo juz nie bede tam robic nic dluzej niz 15 minut.
W zwiazku z tym wiec postanowilam wymienic obrzydliwa, obsikana, smierdzaca, brudna, niedoumycia deske sedesowa na gorze w lazience we wlasnym domu. Czysta, nowa, nieuzywana i jeszcze nieobsikana, wciaz w opakowaniu deske kupilam juz tydzien temu, i stala oparta o umywalke, zeby przypomniec, ze jest i ze nalezy wymienic.
Zabralam sie do roboty. Deski sedesowe jak wiadomo sa przymocowane sruba i nakretka, zwykle plastikowa. Stara deska miala srube metalowa i nakretke plastikowa. Okazalo sie, ze obsikiwanie spowodowalo reakcje chemiczna na powierzchni metalowej sruby, co w ludzkim jezyku oznacza, ze sruba zardzewiala, tym samym nakretka nijak nie chciala sie zdjac.W komorce znalazlam cudem ocalale z wywozki na John St kombinerki, ale tylko z zaokraglonym, waskim czubkiem. W desperacji wsiadlam w samochod i odebralam z niewoli trzy rozne rodzaje kombinerek, klucz francuski i srubokret (tudziez pedzel, moze sie przyda). Odkrecalam chyba z 10 minut, ale to dopiero pierwsza sruba. Druga sruba byla po drugiej stronie, a druga strona byla blisko, badz powiedzmy - za blisko - sciany. Po odkrecaniu na slepo przez nastepne dziesiec minut okazalo sie, ze nakretka stracila wyglad nakretki i srubokret slizga sie sobie naokolo. (W miedzyczasie przynioslam lustro i ustawilam tak, zeby przynajmniej wiedziec, ze krece nakretke, a nie cos innego.)
Postanowilam spalic ohyde. Przynioslam podpalacz, taki dlugi, dobry do grilla, ale gazu mial malo i zaraz wysiadl. Przynioslam swieczke urodzinowa na tort. I tak chyba z dwie minuty celebrowalam sie z ta swieczka wiszac nad sedesem i ogladajac w lustrze postepy mojego podpalania.
I sie udalo. Nakretka podtopila sie na tyle, ze dalo sie hadztwo wyjac.
I zainstalowalam nowa, czysta deske.
Ale chyba i tak ja juz obsikali.

środa, 1 sierpnia 2012

Konie na ulicy!!!!
Juz od jakiegos czasu w Hamilton policjanci jezdza na koniach po ulicach.
Dzis kon (a te konie policyjne sa naprawde piekne...) treptal sobie po Wentworth:
Obok policjantow na koniach sa tez policjanci na rowerach:
A wczoraj widzialam tez policjantow na piechote... To tez rzadki widok. (Ale nie mialam aparatu, wiec nie ma zdjecia...)

poniedziałek, 30 lipca 2012

Oto zapis w dzienniku Gabryska z 29 lipca 2012 (za jego pozwoleniem, bardzo mi sie spodobalo, zachowuje kolorystyke oryginalna):
Today I'll be writing a poem in black and blue. So all I have to do is write in a pattern in black and blue. It's really not that difficult unless you don't know your colours. OH HO OH HO OH HO OH HO OH HO OH HO what a weird thing to do even though I was beaten black and blue!

Zdjecie autora:

Zdjecia braci autora:


czwartek, 19 lipca 2012

ZAPCHANY ODKURZACZ

Zostawic rodzine na dzien samych i co?
Zapchany odkurzacz!!!
Czego to sie nie nasluchalam, ze taniocha, tandeta i do smieci (no do smieci przeciez...)
Rodzinie zachcialo sie odkurzyc samochod.
Rodzina wziela odkurzacz, odpowiedzialnosc spadla na Gabriela, ktory znienacka stal sie Glownym Odkurzajacym (czyli Odkurzaczem) i...
Ponoc przestal dzielac.
Rodzina udala sie na internet (zrodlo wszechwiedzy na kazdy temat). Tam naczytala sie, ze odkurzacz to smiec, tandeta i taniocha (od innych uzytkownikow), czego ja sie dowiedzialam po przyjsciu do domu.
Odkurzacz sie sam wylaczyl.
Dzieci jadly fistaszki w pokoju (czy wiecie jak wyglada dywan potem???).
Kot zgubil mnostwo pierza (czy wiecie jakie futro ma Fizzy?).
Wiekszosc jadla jak swinki.
Trzeba odkurzyc, a nawet miotly nie ma, bo wyniesiona do remontu.
Wiec chcac nie chcac rozsrubowalam odkurzacz.
Oto co bylo w rurze:
kasztan, sruba (calkiem dluga!!!) i slomka i papier od slomki. I mnostwo smiecia, ktore nie mialo jak do odkurzacza wlezc.

A teraz powazne pytanie: czy inni uzytkownicy z internetu tez nie wiedzieli co odkurzali? A moze mysleli ze magicznie jak juz to wlezie do rury to sie zmniejsza???

A to odkurzacz  w trakcie operacji:
I udalo mi sie go zlozyc ponownie. I nawet srubek nie zostalo.

Niech zyja przyjazne urzadzenia domowe! Odkurzacze, pralki, tostery i gazowki! Czesc im i chwala, i byle w niepowolane rece nie wpadly.


niedziela, 24 czerwca 2012

Z ostatniej minuty z wyscigow Lightning Mcqueena:

Gotuja sie do startu...

Ruszyli!!!

...i tak jezdza w kolko juz od wczoraj...


sobota, 23 czerwca 2012

"Charlie and the Chocolate Factory"
Charlie (po znalezieniu zlotego biletu, ktory pozwolilby mu zobaczyc fabryke czekolady Willego Wonki, do swych rodzicow i dziadkow, rezygnuje z niego na rzecz pieniedzy):
We need the money more than we need the chocolate.
Dziadek: Young man, come here.
There's plenty of money out there. They print more every day. But this ticket... there's only five of them in the whole world... and that's all there's ever going to be. Only a dummy would give this up for something as common as money.
      Are you a dummy?

niedziela, 17 czerwca 2012

Niedzielny wieczor. Cisza. Powoli robi sie ciemno. Dzis dzien ojca w Kanadzie. Jakies rozmowy daleko, ptaki jeszcze gadaja wieczorowa pora, ma byc deszcz w nocy, i to sie wyczuwa.
Ogrod w kwitnieniu, troche zarosniety, troche nieuporzadkowany, rowery przy garazu, doniczki jedne na drugiej troche poskladane, troche nie, basen przewrocony czeka na zdrowszych uzytkownikow. I tak gdy wspomina sie dziecinstwo - najlepsze byly te krzaczne zakamarki, niedokonczone budowy, wykopane bunkry, w ktorych uczylo sie "Wierze w Boga" (ostatecznie sily wyzsze kazaly zasypac, ze moze nas tam pogrzebac), kury, robaki, stawy, dzikosc i przygoda dostepna za kazdym rogiem. I dlatego niech ten ogrod tu zostanie taki niedokonczony, z nie do konca przystrzyzona trawa, z mleczem kwitnacym i zbyt duza iloscia miety i melisy, i zbyt duza iloscia rowerow. Co beda moje dzieci wspominac z dziecinstwa, i wszystkie inne z pokolenia po 2000 roku? Ipady, DSy, i gry juz nawet nie na komputerze, ale na systemach o ktorych nie mam zielonego pojecia. Dlatego gdy czytalam ksiazke "Fikolki na trzepaku", co dostalam od Kasi, to mi sie cieplo robilo i przyjemnie, i pytanie - czy ktos nie z tej ery ksiazke zrozumie?

I trzeba klasc dzieci spac, bo calkiem wsiakna w komputer (roblox - i kto przezyje tsunami?).
I jutro poniedzialek.
Co ciekawego przyniesie jutro?
Pozdrowienia.

Z wycieczki do Ogrodow Botanicznych w Burlington

poniedziałek, 11 czerwca 2012

Z opowiesci z Dzikiego Zachodu:
-Pau!!!
-Pau!
Gabriel: I shot you!!!
Michael: I shot you first, remember?!
Gabriel: But I came back to life.
(rzeczywiscie dzialo sie to w okolicach Wielkiejnocy...)


                                          Jak sie nie strzelaja, to tak wygladaja





niedziela, 10 czerwca 2012

Czerwiec... mmmm... truskawki.... (to czemu wcinam popcorn do cholery?)
Koniec roku szkolnego wkrotce... wakacje... maliny.... itepe, itede... eh...

Wracajac do truskawek: w Hamilton na rynku farmerskim (w samym centrum obok biblioteki) wlasnie sprzedaja, bo sezon sie zaczal. 5 dolarow taki pojemniczek (nie wiem ile tam jest, ale moze do pol kilograma), wiec kuplismy szesc za 22 dolary (wiecej to znizka). Truskawki fenomenalne. Warto caly rok na taki smakolyk czekac. I oczywiscie niektorzy pamietali ze truskawki dobrze sie je z makaronem i z cukrem oczywiscie. Wiec ugotowalam makaron, podusilam truskawki (po cukier trzeba bylo jechac, bo okazalo sie, ze nie ma), posypalam cukrem, wymieszalam i zawolalam dziatwe. Przyszedl Jedrek i mowi: milk, milk, milk... Dopiero po chwili zrozumialam co mowi, ze mleka chcial dolac, wiec mu mowie zeby sprobowal. Jedrek zawsze sprobuje, wiec i tym razem, choc troche z wahaniem, sprobowal. I mowi, z jedzeniem w buzi: Ooo, I know what you mean! Michal slyszal historie z mlekiem i tez zapragnal dolac do truskawek mleka, a Jedrek mowi: Just try it! I Michal sprobowal i juz tylko jadl. I Gabrys zaraz przyszedl i musze powiedziec, ze dawno nie bylo tak cicho w domu...

A jak kupilismy truskawki to od razu zabralam ich do ogrodow botanicznych. I oto co tam zobaczylismy:

Krolik, co wcale sie nie bal

Sucha zaba, w norce pod drzewem

Eastern gartersnake, bardzo przyjazny





piątek, 25 maja 2012

Nie rozgryzlam jeszcze jak to zrobic, zeby normalnie sie zdjecia wklejaly. Na poprzednim poscie wiecej wlezc nie chcialy, wiec kontynuuje tutaj:





Tak to bylo na plazach Zanzibaru!!!