Dzis oficjalnie (no prawie) skonczylam remonty na John St. Oficjalnie, bo juz nie bede tam robic nic dluzej niz 15 minut.
W zwiazku z tym wiec postanowilam wymienic obrzydliwa, obsikana, smierdzaca, brudna, niedoumycia deske sedesowa na gorze w lazience we wlasnym domu. Czysta, nowa, nieuzywana i jeszcze nieobsikana, wciaz w opakowaniu deske kupilam juz tydzien temu, i stala oparta o umywalke, zeby przypomniec, ze jest i ze nalezy wymienic.
Zabralam sie do roboty. Deski sedesowe jak wiadomo sa przymocowane sruba i nakretka, zwykle plastikowa. Stara deska miala srube metalowa i nakretke plastikowa. Okazalo sie, ze obsikiwanie spowodowalo reakcje chemiczna na powierzchni metalowej sruby, co w ludzkim jezyku oznacza, ze sruba zardzewiala, tym samym nakretka nijak nie chciala sie zdjac.W komorce znalazlam cudem ocalale z wywozki na John St kombinerki, ale tylko z zaokraglonym, waskim czubkiem. W desperacji wsiadlam w samochod i odebralam z niewoli trzy rozne rodzaje kombinerek, klucz francuski i srubokret (tudziez pedzel, moze sie przyda). Odkrecalam chyba z 10 minut, ale to dopiero pierwsza sruba. Druga sruba byla po drugiej stronie, a druga strona byla blisko, badz powiedzmy - za blisko - sciany. Po odkrecaniu na slepo przez nastepne dziesiec minut okazalo sie, ze nakretka stracila wyglad nakretki i srubokret slizga sie sobie naokolo. (W miedzyczasie przynioslam lustro i ustawilam tak, zeby przynajmniej wiedziec, ze krece nakretke, a nie cos innego.)
Postanowilam spalic ohyde. Przynioslam podpalacz, taki dlugi, dobry do grilla, ale gazu mial malo i zaraz wysiadl. Przynioslam swieczke urodzinowa na tort. I tak chyba z dwie minuty celebrowalam sie z ta swieczka wiszac nad sedesem i ogladajac w lustrze postepy mojego podpalania.
I sie udalo. Nakretka podtopila sie na tyle, ze dalo sie hadztwo wyjac.
I zainstalowalam nowa, czysta deske.
Ale chyba i tak ja juz obsikali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz