Ach! Te wieczory wieczorowa pora... Zapach dojrzewajacych jablek na jabloni (co chwile ktores jablko spada, z hukiem lub bez...), swierszcze, tak pieknie koncertujace tu i tam, sygnal strazy pozarnej (przed domem i za domem), ciemno, przyjemnie troche cieplo, ale tak w sam raz, pomidory na gazie w sos sie zmieniaja, i juz po jedenastej, dzieci dawno w lozku, maz dawno w lozko, ech, zyc nie umierac.
I nawet dziwnych gosci juz mialam. Zamaskowanych. A to znaczy, ze Hamilton zmienia sie z zascianka w miasto. No bo skoro szopy pracze zagladaja do srodka domu i wachaja sie z kotem... to znaczy ze ilosc smieci w okolicy rosnie.
Dlatego siedze teraz na balkonie ze strzelba Gabryska na krzesle obok i jem czeresnie i pisze.
Postrzelalam sobie przed chwila, wpierw do swiatla odblaskowego na pedale roweru co w krzakach siedzi (wzielam za oczy szopa pracza) a chwile pozniej do kota co przyszedl nieproszony pewnie na myszy na kolacje. (Ale nie celowalam, tylko obok...)
Czulam sie jak na Dzikim Zachodzie!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz