Dzis niedziela wielkanocna.
Ale jakie wlasciwie znaczenie ma niedziela wielkanocna, badz poniedzialek wielkanocny, badz wielki piatek, czwartek czy sobota?
W moim przypadku (i zastanawiam sie w ilu innych przypadkach) oznaczalo to glownie sprzatanie, gotowanie, niewyspanie, podawanie, a pozniej znowu sprzatanie. Gdzie tu swietowanie?
Dzis (niedziela wielkanocna) wstalam z bolem plecow, z mysla, ze mam robic jajka faszerowane (bo obiecalam Jedrkowi), ze musze wyjac jakas dziwna kostke - chrzastke( albo dwie) z nogi jagniecia, wypeklowac to, wstawic do piekarnika, posprzatac balagan po urodzinach Michala wczorajszych, zrobic sniadanie, lunch, podac to, etc...
Gdy zeszlam na dol, balagan byl jeszcze wiekszy niz wczoraj, po zwroceniu uwagi, ze jest bajzel, uslyszalam, ze jak bylam na gorze, to przynajmniej bylo cicho. A gwozdzia do trumny dobil sedes z niespuszczona zawartoscia.
Jak dlugo mozna mieszkac w domu, gdzie sprzataniu nie ma konca, i nie ma nawet jednego pomieszczenia w ktorym przez jeden dzien byloby czysto bez mojego podnoszenia czegos ciagle?
Wiec poszlam sobie.
Na szesc godzin.
Na piechote do ogrodow botanicznych.
Jak sie idzie, to wszystko wyglada inaczej. Postrzeganie swiata (jego szczegolow) w bardzo duzej mierze zalezy od szybkosci, z jaka ow swiat przemierzamy. Udalo mi sie zauwazyc bardzo kolorowe graffiti pod mostami, podziwiac w jaki sposob most byl zbudowany, zauwazyc pekniecia w chodniku, obok ktorego zwykle bym przejezdzala, zatrzymac sie wreszcie na moscie (a wlasciwie trzech... Hamilton zwyklo sie nazywac miastem wodospadow, po dzisiejszej przechadzce Hamilton nazwalabym raczej miastem mostow) i podziwac golebia, ktory siedzial na kablach elektrycznych zwisajacych nad rzeka i sie zastanowic, jak to by bylo tam siedziec...
Zaliczylam dwie kafejki, i dzieki temu przy kawie poczytalam sobie "Unconditional Life" Deepaka Chopry. W ogrodach botanicznych spokojnie powdychalam kwitnace krzaki grejpruta i rozkosznie slodkie tulipany. A dookola rodziny z wozkami, dziecmi i krzykiem poszukiwaly czekoladowych jaj...
Moja samotna wycieczka zaowocowala postanowieniem stworzenia pomieszczenia tylko dla mnie. I bedzie to biblioteka, w ktorej juz mam doprowadzony kabel do internetu. Jedyna tak naprawde rzecza, ktora musze zrobic, to wstawic drzwi, oczywiscie z zamkiem...
Icke
It's ALL bollocks - yes, ALL of it.
David Icke
niedziela, 31 marca 2013
wtorek, 26 marca 2013
Dzis rano zatrudnilam sie jako tzw "property manager" (ciec czyli?) i naprawialam gniazdka elektryczne i zamki w drzwiach. Przy tym walnelam sie mlotkiem po palcu i spuchlo. Wciaz boli, ale juz lepiej. Potem zatrudnilam sie jako kupujacy grzejnik do wody, bo stary sie rypl (to niesamowite swoja droga ile inforamcji zwykly numer seryjny potrafi ujawnic i ile sie mozna dowiedziec o roznych sposobach grzania wody). W zwiazku z tym, ze bylam w pracy i zglodnialam, pozwolilam sobie na kanapke z kawa z bistro baru. W zwiazku z tym, ze bylam w pracy bylam w strasznie dobrym humorze, bo nikt nie krzyczal mamamamamamamamamamamamamamamamamama!!!!!! non stop. Moglam posluchac siebie, tudziez pracy silnika w samochodzie, obie rzeczy znajduje jednakowo przyjemne. Slonce swiecilo, ludzie byli mili, uczynni.
Pozniej wrocilam do domu.
A pozniej pojechalismy na Kumon. Dzieci byly wniebowziete, bo dzis byl tort i medale (jeden dostal brazowy, drugi dostal srebrny (prawdziwy srebrny i prawdziwy brazowy!) za bardzo dobra nauke).
Ja dostalam kwiaty...(I kupon do cukierni tez!)
Nie, nie od meza i nie od przystojnego zabojczo nieznajomego.
Dostalam nagrode za rodzica! (sa nagrody za dobre uczynki, za dobra nauke, okazuje sie, ze sa i za dobrego rodzica!)
W domu podziekowalismy drugiemu rodzicomi, bo placi za edukacje...
Zaczelo sie mlotkiem, skonczylo kwiatami (a bukiet trzeba przyznac piekny...)
Pozniej wrocilam do domu.
A pozniej pojechalismy na Kumon. Dzieci byly wniebowziete, bo dzis byl tort i medale (jeden dostal brazowy, drugi dostal srebrny (prawdziwy srebrny i prawdziwy brazowy!) za bardzo dobra nauke).
Ja dostalam kwiaty...(I kupon do cukierni tez!)
Nie, nie od meza i nie od przystojnego zabojczo nieznajomego.
Dostalam nagrode za rodzica! (sa nagrody za dobre uczynki, za dobra nauke, okazuje sie, ze sa i za dobrego rodzica!)
W domu podziekowalismy drugiemu rodzicomi, bo placi za edukacje...
Zaczelo sie mlotkiem, skonczylo kwiatami (a bukiet trzeba przyznac piekny...)
niedziela, 24 marca 2013
"In the home of the future... our rooms will descend close to the ground, and the garden will become an integral part of the house. The distinction between the indoors and the out-of-doors will disappear. The walls will be few, thin, and removable. All rooms will become parts of an organic unit instead of being small separate boxes with peep-holes."
Rudolph Schindler, architect (z ksiazki Kurta Teske "Femg Shui for Success")
Niedawno bylam w cieplarni Ogrodow Botanicznych w Burlington. Wyjatkowo udalo mi sie wyrwac z domu tylko z mezem (zostawilismy nasza trojke pod opieka Alexa i Isli, korzystajac z okazji, ze wlasnie byla to nasza ktoras z kolei rocznica slubu) i dzieki temu rzeczywistosc w ogrodach, tego dnia, byla mniej rozbiegana i krzykliwa. Gdy siedzielismy sobie spokojnie na lawce, podziwiajac roznorodnosc form roslinnych zgromadzonych w jednym miejscu,w pewnym momencie zdalam sobie sprawe, ze to moglby byc moj dom. Oczywiscie nie taki duzy, ale otwarty, z podloga z blokow kamiennych w ksztalcie sciezki, z lozkami ukrytymi wsrod roslin i swiatlem z kazdej sciany i sufitu. Zawsze marzyl mi sie taki oddzielny pokoj, gdzie w zimie roslyby rosliny i mozna byloby szybciej doczekac wiosny, caly (albo prawie caly) oszklony. Dlaczego wiec nie mieszkac w wiecznie zielonym ogrodzie? Gdzie od razu mozna jednoczesnie hodowac wlasne pomidory, gotowac, spac, i ogladac telewizje?
wtorek, 19 marca 2013
Jak to sie dziwnie wszystko placze... Rzecz w tym, ze chcialam przytoczyc kawalek z ksiazki Elif Shafak "The Forty Rules of Love", ale przedtem wyjasnic, jak doszlo do tego, ze czytam te ksiazke. Polecila mi ja Ewa, mowiac, ze przeczytala ja w rekordowym tempie (wcale sie nie dziwie, mi zajelo to tez tylko jeden dzien, nijak nie moglam sie oderwac... cudem zupe ugotowalam i zaplacilam rachunki gdzies w jakiejs dziurze czasowej). Ewa mowila mi o Rumim jeszcze jesienia, ja czytalam wtedy Wayna Dyera i on o nim wspominal, potem Ewa pozyczyla mi tomik poezji Rumiego (ale przyznam ze tlumaczenie kilku jego wierszy na angielski w ksiazce powyzszej jakos bardziej mi pasuje, jest bardziej zrozumiale, to tak jak z Baranczakiem i Szekspirem, jego tlumaczenia Szekspira sa wspolczesne, tak samo chyba jest z tlumaczeniem Rumiego na angielski). I w innych lekturach juz pozniej Rumi caly czas sie pojawial tu i owdzie (rozdzial mu poswiecil Deepak Chopra w "Bogu"). I Ewa wreszcie z ta ksiazka wyskoczyla. Wiec wypozyczylam i chce sie podzielic jedna z zasad, jakie glosil Shams z Tabrizu, nauczyciel i przyjaciel Rumiego:
"Life is a temporary loan, and this world is nothing but a sketchy imitation of Reality. Only children would mistake a toy for the real thing. And yet human beings either become infatuated with the toy or disrespectfully break it and throw it aside. In this life stay away from all kinds of extremities, for they will destroy your inner balance."
sobota, 16 marca 2013
urodziny
UrodzinyGabryska.
Relacja fotogeniczna:
Gabrys przed zgaszeniem pierwszego tortu.
Gabrys po zgaszeniu drugiego tortu.
Gabrys gasi pierwszy tort.
Gabrys gasi drugi tort.
Zagadka: ile tortow mial Gabrys na urodziny i ile lat ma Gabrys?
Relacja fotogeniczna:
Gabrys przed zgaszeniem pierwszego tortu.
Gabrys po zgaszeniu drugiego tortu.
Gabrys gasi pierwszy tort.
Gabrys gasi drugi tort.
Zagadka: ile tortow mial Gabrys na urodziny i ile lat ma Gabrys?
sobota, 9 marca 2013
Wieczor z Michalem:
juz w lozku, Michal zaczal przypominac sobie wszystkie piosenki ze szkoly, a to Jack and Jill co wpadli do studni, a to o myszy co wbiegla na zegar, abecadlo i na koniec powiedzial: And you know mom, everyday in the morning we have to sing this crazy song and it goes like this: Oh, Canada...
(tu zostawie czytelnika bez komentarza...)
Tydzien temu postanowilam zniesc sofke z biblioteki na dol, bo chcialam sobie w bibliotece urzadzic wlasna pakamere z internetem (i urzadzilam!!! siedze tu i pisze!!!). Sofke zniesc bylo trudno (w pewnym momencie zaczelam sie zastanawiac, jak zesmy ja z ojcem wniesli na gore?). Wlasciwie to w pewnym momencie sofka utknela w powietrzu gdzies miedzy scianami, sufitem a balustrada... Prosze, oto dowod:
Tytul zdjecia: latajaca kanapa.
Jak juz tak stalam bez tchu i nie wiedzac co zrobic nagle zaczelam sie smiac. Na zdjeciu jakos nie dalo sie tego ujac, ale widok byl strasznie komiczny, jak taki duzy mebel utknal gdzies nad schodami. Prawie sie ze smiechu poplakalam... I chyba pomoglo, bo zaraz (nie wiem nawet jak) bez trudu sofke znioslam na dol.
juz w lozku, Michal zaczal przypominac sobie wszystkie piosenki ze szkoly, a to Jack and Jill co wpadli do studni, a to o myszy co wbiegla na zegar, abecadlo i na koniec powiedzial: And you know mom, everyday in the morning we have to sing this crazy song and it goes like this: Oh, Canada...
(tu zostawie czytelnika bez komentarza...)
Tydzien temu postanowilam zniesc sofke z biblioteki na dol, bo chcialam sobie w bibliotece urzadzic wlasna pakamere z internetem (i urzadzilam!!! siedze tu i pisze!!!). Sofke zniesc bylo trudno (w pewnym momencie zaczelam sie zastanawiac, jak zesmy ja z ojcem wniesli na gore?). Wlasciwie to w pewnym momencie sofka utknela w powietrzu gdzies miedzy scianami, sufitem a balustrada... Prosze, oto dowod:
Jak juz tak stalam bez tchu i nie wiedzac co zrobic nagle zaczelam sie smiac. Na zdjeciu jakos nie dalo sie tego ujac, ale widok byl strasznie komiczny, jak taki duzy mebel utknal gdzies nad schodami. Prawie sie ze smiechu poplakalam... I chyba pomoglo, bo zaraz (nie wiem nawet jak) bez trudu sofke znioslam na dol.
Subskrybuj:
Posty (Atom)