Icke

It's ALL bollocks - yes, ALL of it.

David Icke

piątek, 24 lutego 2012

Wlasnie zdalam sobie sprawe (uswiadomiono mi!), ze pisanie bloga to duza odpowiedzialnosc! Czytelnicy przesylaja komentarze i mozliwe ze zagladaja tam czesciej niz ja!
Wiec zasiadam do pisania!

Caly tydzien ja i Michal przechorowalismy. Gardlo bolalo, miesnie bolaly i mowilismy smiesznie. W ten sposob obejrzelismy mnostwo filmow, a ja mialam okazje usiasc i przesluchac sciagniete z biblioteki mowione ksiazki Wayna Dyera (wszystkim goraco polecam!).
Choroba daje swietna okazje do zrobienia rzeczy, ktorych w innej sytuacji bysmy nie zrobili ze wzgledu na wyrzuty sumienia (bo zupa nieugotowana, a ja tu sobie siedze (leze) i slucham).
A tak wracajac do dr Dyera, jak tak sie czyta, albo slucha czegos takiego, za kazdym razem dziwie sie, ze robie nastepny krok w gore, i za kazdym razem gdy czytam znowu cos podobnego, to dziwie sie, ze wciaz jest tyle krokow do zrobienia przede mna, bo nowe informacje caly czas naplywaja!

W pewnym momencie wszystko wywraca sie do gory nogami, jak ten domek:

Na pewno sprawdze czy ptasiej rodzinie robi roznice czy dach jest na dole czy nie.
I zapraszam wszystkich na fasolowke!!! Calkiem dobra wyszla!

czwartek, 16 lutego 2012

Cos nowego:

i jeszcze jedno, dla przypomnienia, ze wiosna sie zbliza, i juz wkrotce mozna sie wybrac do:

oczywiscie!!!

środa, 15 lutego 2012


Jutro tlusty czwartek.
Gabrys niejako zmusil mnie do produkcji faworkow (aka chrustu).
Prosze - oto dowod:

Faworki na surowo
 Po chwili namyslu: ze zdjecia by wynikalo, ze to ja go zmusilam do produkcji...
A oto chrust, wciaz goracy, smazony w oleju kokosowym:

Smacznego!
Dzisiejszy chrust chcialam zadedykowac mojej Babi Filomenie, ktora zwykla smazyc fenomenalne faworki, i jeszcze dzis pamietam, jak przynosila je swym wnukom w tekturowym pudelku, by sie nie pogniotly.


Walentynki... eh, Walentynki...
Wynik: okolo 50 kartek wyprodukowanych tego roku.
Wyszly bardzo ladnie. Zobaczcie:
Michal ciezko pracuje nad kolejnym sercem...
A oto kreacje Jedrka:
Piekne serca... takie kolorowe...      

poniedziałek, 6 lutego 2012

Lubie wieczory. Dzieci spia, ja moge spokojnie poczytac, posprawdzac korespondencje elektroniczna, nauczyc sie czegos nowego przez internet... Cisza, spokoj, wolnosc...
Wczoraj przejrzalam "Power of Intention" dr Wayna Dyera na laptopie (uwielbiam e-booki, szczegolnie gdy moge wypozyczyc je z biblioteki siedzac w domu przy komputerze), zrobilam notatki i, ze juz byla 10 wieczorem, stwierdzilam, ze czas isc do lozka. Nastawilam budzik na 6.30, zeby moc z rana jeszcze cos przejrzec, i poszlam spac. Zwykle zasypiam ze sluchawkami - bardzo lubie medytacje, albo uwory nastawione na przeprogramowanie podswiadomosci. Wczoraj bylo to "Manifest Prosperity" (jesli ktos jest zainteresowany, polecam: http://www.brainsync.com/).
Pol godziny minelo, a ja nic. Zaczelam sluchac "Brain Power". Nic. Stwierdzilam, ze skoro nie moge zasnac, to poslucham Eda Foremana, akurat mialam 4 sciezki na mp3. Ed Foreman, jesli ktos nie wie, jest dosc entuzjastyczny. Akurat sluchalam czesci, gdzie zachecal, by zaprogramowac sobie dzien z samego rana przez powtarzanie:
I AM ALIVE,
I AM ALERT,
I FEEL GREAT!!!!
I tak wiele razy... i tak mi to w glowie sie obijalo o sciany, szczegolnie ta czesc z alert, ze nijak nie dalo sie zasnac...
Wiec zaczelam sluchac "Deep Insight Ambience"...

Ale ale, dlaczego wlasciwie nie moglam zasnac? Kawe pilam o drugiej, a juz byla pierwsza!!!
I nagle mnie oswiecilo. To wszystko przez kakao.
Dzien wczesniej bylismy w ogrodzie botanicznym w Burlington na "Chocolate Exhibition"!
Bylo bardzo ciekawie, i smacznie, i po degustacji ziaren kakao (przyprazonych), stwierdzilam ze sa bardzo smaczne i bede je jesc!!!
Wiec kupilam i, a jakze, jadlam. Gdzies o czwartej wieczorem z dwanascie ziaren. (Niektorzy twierdza ze same nasiona sa za gorzkie, ja mysle, ze brakowalo mi magnezu, i nie moglam sie oprzec, zeby zjesc az tyle).



Organiczne, jak sama matka natura stworzyla: ziarna kakao!



















Smacznego!