zacznijmy od oceanu. Babcia przez telefon pytala, jaki ten ocean jest. Powiedzialam, ze duzy, wypeniony woda od brzegu po horyzont i niebieski. Zdjecia na potwierdzenie, ze mowie prawde:)
Pierwszy tydzien w Portugalii byl wariacki, bo zaraz wyruszylismy do Murtosy i w okolice. Wyladowalismy na lotnisku w Lizbonie planowo o osmej wieczorem w czwartek. W drodze do Ericeiry zahaczylismy o festiwal chleba w Mafrze (gdzie znajduje sie olbrzymi palac, w ktorym kiedys pomieszkiwal wladca Portugalii). Festiwal mial miejsce w parku palacowym, i choc bylo juz kolo dziesiatej wieczorem, miejsce bylo zapelnione ludzmi, i mozna bylo kupic swiezutkie bulki i chleb pieczone w tradycyjnych piecach, kore staly tuz za straganami. Palac goruje nad Mafra, ktore jest niewielkim miasteczkiem, i podobno nawet miejscowi planisci wydali uchwale, ze zaden budynek nie moze byc wyzszy od bylej siedziby krolewskiej.
W piatek odpoczywalismy na plazy w Ericeirze. Nazwa ponoc pochodzi od
ouriço-do-mar, czyli jezowca.